|
POLSKA STYGMATYCZKA
KATARZYNA SZYMON | ||||||||||||||||||||||||
|
|||||||||||||||||||||||||
LISTY DO REDAKCJI
| |||||||||||||||||||||||||
Szanowni
Państwo Będziemy
zamieszczać Wasze listy, które przychodzą do Redakcji, ponieważ
są pełne dobroci, serca, bezinteresowności oraz dodają
nam wiele sił i motywacji do dalszej pracy i modlitwy
(także będziemy zamieszczać niektóre nasze odpowiedzi) Oczywiście
będziemy za każdym razem pytać Was o każdy list, czy możemy
go umieścić w tym dziale. Listy te
możemy umieszczać także anonimowo, bez podawania Waszych danych
i adresów. 1.
Niech Będzie pochwalony Jezus
Chrystus..... Bardzo się ucieszyłem, gdy
zobaczyłem Waszą stronę....... Tak się składa, że widziałem już film
o Katarzynce..... Czyż to nie cudowny
przypadek?! .... odwiedzaliśmy
grób Katarzynki ...... Korzystając z okazji chciałbym prosić
o........ . WIĘCEJ 2. ...na waszej stronie był bardzo ciekawy
artykuł o skromności strojów. .....Dlatego uważam że to co
robicie Państwo i pokazujecie jest bardzo ważne w dzisiejszym świecie. ...objawienia w Quito...
Czy możemy umiescic Pana listy
na www .....jesli to otworzy komuś oczy na pewne
kwestie będę bardzo szczęśliwy........ Pozdrawiam i
życze wielu sił w prowadzeniu tego ciekawego serwisu.... WIĘCEJ 3.
Szczęść Boże! To wspaniałe, że w dzisiejszym spoganiałym świecie istnieje taka strona o
wielkiej polskiej stygmatyczce Katarzynie Szymon... Dobrze, że zamieszczacie artykuły o skromności ubiorów,
bo u mnie w parafii
prawie wszystkie kobiety chodzą w spodniach... 4.
Czytałem książkę Stefana
Budzyńskiego "Stygmatyczka" i bardzo mi się spodobała.
Jeśli jest możliwość wysłania płyty DVD o życiu Katarzyny Szymon
byłbym bardzo wdzięczny. 5.
Serdecznie dziękuję za
nadesłaną płytę z załączonymi materiałami. Płyty skopiowane wraz
z listami o podpisy przekazałam do tych miejsc gdzie Katarzynka
jest nieznana. Rozpoczęliśmy 9-ciotygodniową nowennę o Intronizację
Chrystusa Króla w naszej Ojczyżnie. Następna nowenna będzie
dotyczyła powrotu tradycji komunijnej w Kościele wg. nauczania Papieża
Benedykta XVI a dotycząca postawy klęczącej. Serdecznie pozdrawiam
caly skład Zarządu, pamiętając w modlitwie, zarazem prosząc o modlitwę
za mnie, abym wiernie wypełniała wolę Bożą. 6.
Prosimy Państwa o przesłanie filmu
o życiu i śmierci Katarzyny Szymon. Wiele czytałam na jej temat.
Wiele też słyszałam od mojej sparaliżowanej mamy, która miała
okazję spotkać się z Katarzyną Szymon 4 lata przed jej śmiercią.
Serdecznie dziękuję. Szczęść
Boże! 7.
Bardzo dziękuję za życzenia świąteczne i ten ładny DVD... można
go obejrzeć wiele razy, bo podnosi na duchu... dodaje sił i wzmacnia
w miłości do wędrowania tu na ziemi... WIĘCEJ 8. Witam Serdecznie!!!
Niedawno dopiero odkryłem tę strone z filmem... zaczynam dostrzegać
jego
"piękno". Muszę przyznać, że film zrobił na mnie duże wrażenie, ale także
książka która jest jego uzupełnieniem. Oglądam ten film kilka
razy i nie ukrywam łez które pojawiają się u mnie... WIĘCEJ 9.
Ciekawe pytania i
odpowiedzi w sprawie pierwszego
wydania książki o życiu polskiej stygmatyczki Katarzyny Szymon Tematyka kolejnych pytań: 1. Litania do Boga Wszechmogącego 2. Sprawy tekstów
przekazów 3. Przekaz Matki
Bożej, aby kobiety nie nosiły spodni 4. Upomnienia dla kapłanów 5. Sprawa spowiednika
i kierownika duszy 6. Obecność
szatana i jego
działania na Katarzynę 7. Ekstazy różnych Świętych 8. Posłannictwo i wybraństwo Katarzyny
Szymon 9. Obecność
osób niegodnych 10.
Upomnienia dla kapłanów – godne
przyjmowanie Komunii Świętej 11. -15 Prośba Maryji, by nie nazywać
jej więcej Czarną Madonna 16.
Modernizm w Kościele 17.
Godne przyjmowanie Komunii
Świętej 18.
Przyjmujcie raz dziennie
Komunię Św. i w 3 godziny po jedzeniu 19.
Korzystanie z telewizji 10.
12.10.212r. Od dziecka czułem obecność Boga i Jego Miłość.... STANISŁAW Z OTTAWY | |||||||||||||||||||||||||
LISTY ZNAJOMYCH l PODZIĘKOWANIA
PODZIĘKOWANIE KSIĘDZA PROBOSZCZA na
Cmentarzu w Kostuchnie Z pewnego
cmentarza wyczytałem taki napis „Tu spoczywa ciało człowieka, który miał zamiar
spełnić swój obowiązek”. Możemy również powiedzieć, że tu spoczywa również
ciało Katarzyny, która usiłowała w życiu swoim spełnić swój obowiązek. Dlatego
też w imieniu jej chciałem złożyć serdeczne podziękowanie wszystkim, którzy bardzo
licznie dzisiaj oddali jej hołd poprzez modlitwę, a przedtem przyjęcie Komunii
św. i różne inne wyrazy miłości. Chciałem w szczególny sposób podziękować tym
wszystkim, którzy za życia czy też w obliczu śmierci ją odwiedzali, za nią się
modlili w różnoraki sposób, tutaj w naszej parafii i poza parafią. Kieruję gorące
słowa podziękowania tej, u której przebywała, więc pani Marcie, która z nią
była najbardziej związana, dlatego też, te przeżycia w doli i niedoli, w
zdrowiu i w chorobie, w szczęściu i w nieszczęściu były wspólnym udziałem. Za
wszystko to składam szczere podziękowanie w imieniu zmarłej. Dziękuję za
życzliwość, oraz za przywiązanie do niej, wszystkim kapłanom za odprawienie
dzisiejszej Ofiary Najświętszej oraz za modlitwy. Bóg zapłać
siostrom zakonnym, klerykom i sąsiadom. Szczególnie dziękuję tym, którzy
troszczyli się o nią, a więc najpierw gospodarzom, gdzie mieszkała,
mieszkańcom Łazisk, kierowcom i pielęgniarkom. Bóg zapłać orkiestrze, która
nam towarzyszyła w ostatniej drodze na tutejsze miejsce oraz wszystkim innym,
którzy tutaj są z dalekich krańców Polski, którzy ponieśli różnoraki trud
między innymi nie najlepszymi warunkami atmosferycznymi, jak również przedstawicielom
z zagranicy. Wszystkim,
którzy oddali jej dzisiaj hołd niech wam to wynagrodzi błogosławieństwem Bóg
oraz Najświętsza Maria Panna. 1. PISAREK URSZULA (w wyjątkach) - Niemcy Kiedy w roku 1961 po ślubie
zamieszkałam w Bielsku-Białej u mojego męża i jego cioci, rozpoczęło się dla
mnie życie - jak ja to określam - bez Boga ... O uczestniczeniu w niedzielę na
Mszy świętej nie było mowy. Żyliśmy w ciągłym borykaniu się z trudnościami i to
z różnych przyczyn ... W takim stanie żyłam do 1969 roku. W tym bowiem roku
mój mąż wyjechał na stałe zagranicę. Starania moje o wyjazd do męża nie
przyniosły oczekiwanego rezultatu. Byłam sama z synem. Ciągłe składanie podań
do KW MO i ciągłe odmowy, nocne wystawanie pod komendą MO w Katowicach. Z
zimna, a czasem z wewnętrznej potrzeby szukania pomocy wstąpiłam do kościoła.
Będąc przypadkowo na Mszy świętej, robiło mi się słabo i coś przebijało mi
żołądek przy Przeistoczeniu. Znajoma w Katowicach podała mi książeczkę o Ojcu
Pio. Schowałam ją do szafy. Któregoś dnia dostałam kolejną odmowę na wyjazd.
Płakałam, otworzyłam machinalnie tę książeczkę i przeczytałam słowa ...
„odkupiłem cię za cenę krwi mojej”. Nie dam rady opisać wrażenia, uderzenia i
pierwszej myśli mojej - kto odkupuje kogoś za największą cenę świata, jaką
jest krew. Czytałam i czytałam. Nagle ręce zwinęłam w pięści i do krzyża
wiszącego u nas zawołałam ... Boże, zawsze dajesz takich ludzi jak Ojciec Pio
do Włoch, do Niemiec, tylko nie tu. A może i mnie mógłby ktoś pomóc ... Po jakimś czasie
znów byłam w kościele Mariackim w Katowicach. Po raz pierwszy od lat prosiłam o
spowiedź. Zakonnica wskazała mi Braci Misjonarzy na Koszutce. Rano poszłam. Nie
wiem co mówiłam i jak było, pamiętam tylko słowa ... pokuta będzie ciężka -
przyjmujesz? Przyjmuję za każdą cenę. Było nią
9 pierwszych piątków miesiąca. Od cioci dowiedziałam
się, że jest w Pszczynie taka niewiasta jak Ojciec Pio. Pojechałyśmy tam. W
skromnym pomieszczeniu była niewiasta w stroju wieśniaczek śląskich.
Przywitała się serdecznie z panią Włoszczyk. Do mnie powiedziała: „siadajcie”.
Pani Włoszczyk zapytała mnie, czy widzę rany na rękach. Nic nie
widziałam. Pani Kasia powiedziała twardo: „Gdyby Ojciec Pio nie przyszedł i nie
powiedział, że mam was przyjąć, to bym was nie przyjęła”. Tak się rozpłakałam,
że myślałam - lepiej niech mnie ziemia pochłonie, albo niech mnie rozerwie,
ale tego stanu już nie mogę znieść. Wtedy za moimi plecami Kasia powiedziała:
„nie płaczcie, tu macie medaliki i krzyżyk, a módlcie się". W tym
momencie odczułam tak silny zapach, tak wspaniały i niepodobny do innego które
znałam. I widziałam krwawiące znaki na rękach. Kiedy mogłam przemówić w
płaczu, powiedziałam: „byłam u spowiedzi i Komunii świętej”. Pani Kasia
usiadła, ręce splotła i podniosła oczy do góry. Byłam świadkiem ekstazy -
pierwszej, jaką w ogóle widziałam. Głos silny męski wydobywa się z ust pani
Kasi:, jestem Ojciec Pio. Matko, byłaś niewiernym Tomaszem. Dobrze odprawiłaś
spowiedź świętą. Wykonaj pokutę. Błogosławię was”. Od tego czasu
wiedziałam, że nikt i nic nie zatrzyma mnie i nie odciągnie od mojej Mateńki i
Ojca Pio. Dostałam nowych rodziców - rodziców duchowych. Tak, teraz Mateńką
będę nazywać panią Katarzynę Szymon. Jak dziecko przychodzi na świat w bólu,
tak moje odrodzenie duchowe było w bólu pani Katarzyny Szymon i w modlitwach
do Ojca Pio. Piszę 22 czerwca
1987 roku z Monachium w RFN i czuję słodki intensywny zapach kadzideł i
fiołków. W tym dniu żegnając się prosiłam o pozwolenie przyjazdu. W pociągu, w
domu długo pozostawał cudowny zapach. Czułam go w ubraniu, w dłoniach i gdy już
zasypiałam. Od tego czasu jeździłam do Pszczyny, ile się tylko dało. Wiele
razy byłam świadkiem ekstaz. Przemawiali: Matka Boża, św. Józef, św. Teresa od
Krzyża, Teresa Neumann, św. Stanisław Kostka. Byłam świadkiem przyjmowania
Komunii świętej przynoszonej przeważnie przez Ojca Pio. Pani Kasia
bardzo cierpiała. Miała też ciężkie upadki, mogła jej pomóc tylko osoba przez
nią wymieniona. Jednym razem wypowiedziała Teresa Neumann w języku niemieckim:
„Nie wolno ci Kasi podnosić, bo Matce Bożej zabronione było pomóc
Synowi". Innym razem było kilkanaście osób. Kasia leżała w łóżku, gdy
nagle z góry powoli szła Hostia. Kasia
przyjmowała Komunię z Nieba, bo ksiądz i tym razem nie przyszedł. Upłynęło sporo czasu na rozmowach,
gdy nagle jakby śnieg leciały białe płatki z góry różnej wielkości, spadały na
kołdrę Kasi. Było tego dużo, zbierała je językiem i spożywała. Myśmy jej
pomagali podnosząc poszwę. Upłynęły miesiące od tego czasu,
a myśl o płatkach nie dawała mi spokoju. Gdy byłam sama u Kasi, jakby czytała
moje myśli i powiedziała wtedy: „To była manna, jaką Bóg zesłał Mojżeszowi.
Pamiętaj, jeżeli nic nie będziesz miała, Bóg ześle ci taką mannę a ty nie
umrzesz z głodu. Jeżeli będziesz całkiem opuszczona i będziesz wątpić i rozpaczać,
podnieś mały kamyk z ziemi a widzieć będziesz małe robaczki pod nim - Bóg wie
o każdym z nich, a o tobie by zapomniał”? Pani Katarzyna Szymon miała dar
bilokacji, czyli możliwość przenoszenia się na odległość. Pewnego razu
chciała, abym z nią pojechała do Frydka, gdzie u państwa Wojtalów była figura
Matki Bożej Królowej Wszechświata. Dołączyło się parę osób w drodze. Wśród nich
był starszy pan nieznany mi. Podszedł do mnie i zapytał: Co to za kobieta
stojąca z przodu. Pokazał na Kasię. Odpowiedziałam: To Katarzyna Szymon, która
ma znaki Pana Jezusa. Nagle w oczach tego pana pojawiły się łzy. Trząsł się
cały, choć było lato. Zaczął mówić powoli i dobitnie: „Wiecie, ja byłem bardzo
chory. Leżałem w szpitalu, a kiedy w nocy się budziłem, to kobieta siedziała
obok mnie na łóżku”. To ona - to niemożliwe, a jednak to ona była przez trzy
noce. Nie wiem skąd był, jak się tu dostał. Widziałam jak się cieszył. Jak
dziękował i jak oni ze sobą rozmawiali. W tym roku
ostatniego maja wyjechałam do Niemiec (Był to rok 1974. Po 10 latach
przyjechałam na pogrzeb swojej matki. Odwiedzałam Katarzynę Szymon i opisuję
dalej swoje spotkanie z nią). Któregoś dnia
pozwolono mi zostać na noc w Pszczynie, gdzie mieszkała. Była Dorota Dzierżoń,
Wikcia i ja. Po rozmowach i modlitwie przygotowaliśmy się do spania. Było
bardzo ciasno. Spałyśmy więc: Kasia z Wikcia na łóżku w pokoju. Ja z Dorką w
kuchni. Dorka na polowym, ja na leżaku do opalania. Było późno. O spaniu prawdziwym
przynajmniej dla mnie nie było mowy. Nagle w ciszy wyrwał się głos Wikci: Dorko, pomóżcie prędko. W
obu pomieszczeniach czuło się intensywny zapach siarki. W pokoju dławił on
przy każdym oddechu. Słyszałam przerażające wycia, syczenia i piski. Wyraźnie
czuło się, że stoimy w środku otwartych piekieł. Dorka łokciem odsunęła mnie
na bok. Robiła znaki krzyża nad Kasią i kropiła wodą święconą. Do mnie
powiedziała: Uważajcie, bo wam oczy wydźgają albo podrapią, dziś są bardzo źli.
Trzęsłam się ze strachu. Bałam się, okropnie się bałam. Trwało to dość długo, a
powtórne krzyki sprawiały wrażenie zamętu i kotłowania. Zapach spalenizny i
siarki długo dawał się odczuć. Kasia szybko oddychała, miotała się na łóżku, a
wszystko jakby niewidzialna ręka to robiła. Kiedy wreszcie ucichło, myślałam
sobie... tam było miejsce twoje, dotknęłaś najgłębszego dna - czy na zawsze? Patrz,
kto cię odkupuje i za jaką cenę. Czy były to tylko myśli moje? ... Kiedy
opuszczałam Polskę w 1974 roku powiedziała mi: „Wy nie będziecie na moim
pogrzebie ... wy będziecie za mną bardzo płakać”. Dziś chcę
powiedzieć: Szukałam cię i znalazłam - a ty mnie prowadź. Tylko
cierpieniem mnie kupiła i tylko bólem, swoim bólem przywiązała mnie do siebie
... Doprowadzisz stadko czarnych owiec do Pana. Niech będzie Bóg pochwalony i
jego Matka. ...U Katarzyny
Szymon stwierdziłem właściwe symptomy charyzmatyczne. O wszystkim więc
zawiadomiłem czcigodnego kardynała Tomaszka. Zbadałem ją na różne sposoby i w
końcu stwierdziłem różnorodne przeżycia wiary. Szczególnie zainteresowałem się
ponadnaturalnym życiem naszej przyjaciółki wkraczającym w wieczność. Wiele
rozmów mających miejsce podczas ekstaz nagrałem na magnetofon. W czasie dwóch
ostatnich odwiedzin byłem wstrząśnięty - Katarzyna melduje: „Idzie Pan”.
Otwiera usta i na języku Hostia Przenajświętsza. Doniosłem o tym natychmiast kardynałowi
(Tomaszkowi). On odpowiada: „Niech ksiądz zrobi właściwą
dokumentację”. Pojechałem jeszcze raz w następnym tygodniu do Katarzyny (wtedy
było to jeszcze możliwe). Pojechałem z aparatem fotograficznym. Modliłem się z
Katarzynką. Ona prosiła Niebo o Komunię świętą mistyczną. Pochyliła się o wpół
do dwunastej przed południem ( godz. 11 30 ). I zawołała: „On
przychodzi...”. Najświętsza Hostia pojawiła się na języku ku naszemu
zdumieniu. Zrobiłem zdjęcie: z przodu, z lewa i z prawa. Te zdjęcia mogę dać
do wywołania w każdej chwili. 3. BASIA z Katowic ... Przychodziliśmy
do Katarzyny prawie codziennie przez tydzień. Jej wielka siła miłości nas
przyciągała. Podczas naszej obecności odwiedzali Katarzynkę błogosławieni i
święci. My ich nie widzieliśmy, tylko słyszeliśmy, bo przemawiali przez
Katarzynkę. Był św. Łukasz, Ojciec Pio, siostra Faustyna, Matka Boża i Pan
Jezus. Bardzo prosiłam
Katarzynkę o krzyż (cierpienie) w intencji taty mojego przyjaciela, który nie
pojednany z Bogiem umierał w szpitalu na raka. Katarzynką odpowiedziała mi:
„nie udźwigniesz tego krzyża”. Było mi smutno, że nie mogę pomóc temu
człowiekowi. Katarzynką spojrzała na mnie z wielką miłością, bardzo poważnie
... i zrozumiałam. Tato kolegi zdążył się nawrócić i przyjął Pana Jezusa do
serca swojego w Eucharystii. Wiedziałam, że to wymodliła Katarzynka. Gdy wychodziłam,
wyszła do drzwi mimo złego samopoczucia i chciała mi dać na drogę jedzenie.
Była zawsze bardzo gościnna. Nawet gdy nas było wielu, zawsze choć po trochu
dla wszystkich starczyło. Pamiętam, raz kazała dać jeść mojej koleżance Beacie,
która nie wiedziała, że Katarzynka dzisiaj nic nie jadła. W domu, w którym
przebywała, było zawsze bardzo ciepło i rodzinnie. Wiosną 1984 roku
Katarzynką przyjechała do Kostuchny, więc miałam już blisko. Z całej naszej
akademickiej grupy zostałam ja jedna. Ludzie się wymieniali, przychodzili -
odchodzili, a mnie było dane być często i blisko Katarzynki. Zresztą sama mi
powiedziała: „kocham ciebie bardziej niż twoi przyjaciele" (i tu
wymieniła bliskie mi osoby). Zaobserwowałam wiele. Każdej grupie ludzi, co do
niej przybywała, towarzyszyła gorąca modlitwa. Tu
przy niej ludzie dostawali wiele łask duchowych. Zwykle zaczynało się od
szczerego żalu za grzechy z przypomnieniem sobie sytuacji nie wyspowiadanych. Z
oczu wielu pielgrzymów ciekły łzy, zaś Katarzynka nawoływała do szczerego
przeproszenia Pana Jezusa za grzechy i zachęcała do poprawy. Jeszcze dzisiaj
słyszę jej słowa: „nie obrażajcie Jezusa”. Bardzo kochała
Pana Jezusa. On był dla Katarzynki wszystkim. Pewnego razu gdy ktoś podarował
jej figurkę Pana Jezusa z koroną cierniową, długo z miłością trzymała go w
rękach i mówiła „ mój Jezu”. W modlitwach zawsze prosiła o nawrócenie
grzeszników. Czasem przychodziły też dusze czyśćcowe i przemawiały przez nią
prosząc o modlitwy. Szczególnie je też kochała. Gościnność pani
domu, pani Marty nie miała granic. Ludzie bardzo licznie odwiedzali Katarzynkę,
czasem z daleka autobusami, a ona ich wszystkich przyjmowała. Pewnego dnia
naderwały się stropy domu ponieważ - jak oświadczyli fachowcy - nie był
przygotowany na takie obciążenia. Drzwi dla każdego były otwarte. Często
Katarzynka po takich odwiedzinach chorowała, bowiem w pokoju było bardzo duszno,
a ludzie nie chcieli wychodzić, tak im było z Katarzynką dobrze. Szczególnie
długie ekstazy w tych warunkach były dla Katarzynki męczące. Ludzie jednak
gorliwie się modlili i Katarzynce żal było tego ludu, i dalej przemawiała. Na chorych
kładła ręce, a ci odzyskiwali zdrowie. W trudnych sytuacjach była zawsze
chętna do pomocy, chyba że wola Boża była inna, wtedy to też oznajmiała. Żyła prawdą.
Całe jej życie było przepełnione wiarą i miłością. Całą swoją osobą świadczyła
o prawdzie. Czasami płakała, gdy już nie miała siły walczyć o dobro. Ale te łzy
też były modlitwą. Często podczas ekstaz przychodziła Matka Boża i prosiła o
modlitwę różańcową. Tak mało młodych ludzi modli się na różańcu, wszyscy za
czymś gonią, a szczęście jest tak blisko. Podobało mi się, gdy proboszcz w homilii
podczas pogrzebu powiedział: „żaden komputer nie zliczy, ile różańców przemodliła
w swoim życiu Katarzynka”. Matka Boża podczas ekstaz mówiła o
Katarzynce „Dziewczynka”, mimo że miała prawie 80 lat, to była duchowo bardzo młoda.
Promieniała z niej miłość. Ludzie przyjeżdżali i czerpali siły do dalszego
życia. Nikt ich nie zapraszał. Przyjeżdżali sami i pukali do drzwi. Gdy
Katarzynka była ciężko chora - modlili się na ulicy prosząc, aby z okna
wyjrzała i ich pobłogosławiła. Katarzynka wstawała i błogosławiła. Była osobą
bardzo inteligentną, w kilku prostych słowach umiała sprecyzować sedno sprawy
i trafić do ludzi. Przy tym była bardzo delikatna. Kochała dzieci, błogosławiła
im. Broniła każde poczęte dziecko, wskazywała ludziom, że ich postawa ma być
postawą dzieci Bożych. Chłopcom co zdawali maturę i zastanawiali się nad
wyborem drogi wskazywała na modlitwę do Ducha Świętego. Jednocześnie
przestrzegała, jeśli wybierzecie drogę kapłańską czy zakonną, to należy
wytrwać do końca. Katarzynka miała
dar bilokacji. Czasami „zasypiała” i czuło się, że jest nieobecna. Po
przebudzeniu zapytana, gdzie była, odpowiadała - w Ziemi Świętej, w Rzymie -
różnie. Prosiłam, aby mnie ze sobą zabrała, ale się nie zgodziła. Jednak w
kilku sytuacjach w życiu dała mi odczuć, że jest blisko poprzez cudnie pachnące
kwiaty, które unosiły się wokoło. To jej rany tak pachniały. W piątki bardzo
cierpiała, podczas gdy rany były zakrwawione. Jej twarz dalej była łagodna,
pełna miłości. Trudno jest w to uwierzyć, ale to jest prawda. W ostatnim
tygodniu jej życia bywałam tam codziennie. Zdawałam sobie sprawę, że stan jej
jest bardzo ciężki, ale nie przypuszczałam, że zakończy się śmiercią. W
ostatnią noc byłam przy niej i bardzo chciałam jej pomóc, ale czułam w sobie
wielką bezsilność. W pewnej chwili Katarzynka oparła swoją głowę o mnie i powiedziała
„Módlcie się”. Rano 24 sierpnia gdy spała, pożegnałam się i poszłam do domu. Po
południu o 15 30 zasnęła na zawsze. Gdy przyszłam na następny dzień
rano leżała już ubrana do trumny. Była to najsmutniejsza chwila w moim życiu.
Wyglądała pięknie jakby spała. Tylko oddechu nie było słychać. W dniu
pogrzebu, gdy przyszłam po raz ostatni się pożegnać, było bardzo dużo ludzi i
nie mogłam nawet do ogrodu przejść, ale mocą dobrej siły przeszłam do samej
trumny. Katarzynka „spała”, w prawym oku miała pożegnalną łzę. Gdy się
pochyliłam, aby pocałować po raz ostatni jej ręce, które tyle razy mnie
błogosławiły, zauważyłam, że rany
duże po stygmatach zeszły i nie było żadnych śladów blizn. Zaś dookoła były
żywe kropelki krwi ... To widziałam i zaświadczam jak i inni, którzy stali nad
trumną. Teraz gdy
Katarzynki już nie ma pośród nas żyjących, spotykamy się nad jej grobem.
Odmawiamy różaniec i wierzymy, że oręduje za nami w Niebie. Basia Kawalec - Katowice-Ligota 4. ŻMIJEWSKA
ALICJA - Sosnowiec Jakkolwiek byłam osobą wierzącą i
praktykującą, to jednak nie tak jak obecnie. Z chwilą
zetknięcia się z Katarzyną Szymon zostałam wewnętrznie duchowo odnowiona i
pogłębiłam swoją wiarę. Kontaktu szukałam za pośrednictwem księży, jednak byłam
odtrącona. Wreszcie jeden ksiądz bardzo oddany służbie Bożej zabrał mnie do
Katarzyny. Było to w lutym 1983 roku. To właśnie u Katarzyny zostałam
wzmocniona i za to pragnę gorąco dziękować Panu Bogu, że po dwóch latach szukania
i modlitwy umiem się modlić. Myślę, że dobrze. A księdzu temu niech Pan Bóg i
Matka Boża błogosławi. Bóg zapłać. Panią Katarzynę
poznałam w okresie, kiedy byłam bardzo chora. Było to w roku 1983. Leczyłam się
w Żywcu w szpitalu na żółtaczkę. Kiedy czułam się lepiej, wypisano mnie do
domu, ale wkrótce znów znalazłam się w szpitalu, tym razem w Bielsku-Białej na
wydziale onkologicznym. Po operacji i leczeniu szpitalnym skierowano mnie do
domu zalecając, abym starała się o przyjęcie na klinikę w Ligocie koło Katowic.
Tam zbadano mnie dwukrotnie, ale orzeczono, że z uwagi na brak miejsc nie mogą
mnie przyjąć. W tym okresie
poznałam panią Katarzynę za pośrednictwem szwagra Władysława Nowaka i za jego
pośrednictwem razem z mężem byliśmy u Katarzyny wielokrotnie. Byłam kilka razy
świadkiem jak przez Katarzynę przemawiało Niebo. Po kilku takich spotkaniach
zawsze wracałam do domu podniesiona na duchu, a
najbardziej jak usłyszałam, że przez panią Katarzynę przemawiała w ekstazie
błogosławiona Aniela Salawa. Ona powiedziała mi, że zostanę uzdrowiona, tylko
muszę odmawiać różaniec i to codziennie - nie tylko sama, ale wspólnie w
rodzinie. To zostało wypełnione. W czasie
leczenia szpitalnego stan mojego zdrowia nie poprawiał się. Co dzień czułam się
coraz gorzej. Opadłam z sił i chudłam w oczach. Z wagi ponad Wiem, że pani
Katarzyna też się za mną modliła, wypraszała dla mnie zdrowie. Do końca nie
wiedziałam, co mi właściwie było, bo ukrywano to przede mną. Dopiero szwagier,
który często ze mną jeździł, powiedział mi prawdę: nowotwór trzustki. Na potwierdzenie
przedkładam świadectwo lekarskie i opisy choroby ze szpitala. Józefa
Kaczmarczyk - Porąbka, woj. bielskie 6. GĘBALA MARIA - Godziszka Katarzynę Szymon
poznałam na czuwaniu modlitewnym we Frydku koło Pszczyny około 1978 roku, tylko
nie miałam odwagi bezpośrednio z nią rozmawiać. Miałam troje dzieci i w 1979
roku ponownie zaszłam w ciążę, ale dziecko nie z mojej winy poroniłam. Żal mi
go było, ale pogodziłam się z wolą Bożą. W następnym roku o tej samej porze
zaszłam ponownie w ciążę. Pół roku czułam się dobrze. W szóstym miesiącu ciąży,
podczas wspólnej modlitwy różańcowej siedziałam na wersalce i w pewnym
momencie chciałam się podnieść, gdy nagle coś mnie bardzo zabolało w krzyżu.
Poczułam, jakby coś mi się urwało (po poprzednim poronieniu lekarz stwierdził,
że mam „tyłozgięcie macicy” i że chyba z tego powody poroniłam). Wyszłam do
ubikacji, bo miałam uczucie, że chce mi się sikać, ale ze mnie poszła krew. Czułam to zerwanie i
dostałam bóle tak jak podczas porodu. Mąż mnie odwiózł zaraz do szpitala nr l
w Bielsku. Po rozpoznaniu skierowali mnie do szpitala nr 2 w Bielsku-Białej.
Tam przebywałam około miesiąca na podtrzymaniu ciąży i dziecko zostało uratowane
a poród nastąpił w czasie i normalnie. Urodziła się dziewczynka bardzo ładna
jako czwarte dziecko. Do trzech miesięcy dziecko normalnie się chowało, ale
wydawało mi się, że ma słabą główkę i bardzo często płakało. Do tego doszły
silne wymioty. Trwało to około trzech dni. Udaliśmy się do lekarza. Lekarz
stwierdził, że to zatrucie z mleka. Dziecko żadnego pokarmu nie przyjmowało, bo
wszystko zaraz zwymiotowało. Poszliśmy prywatnie do lekarza. Lekarz podejrzewał
zapalenie opon mózgowych i skierował je do szpitala. W szpitalu stwierdzili
„wodogłowie”. Dziecko żyło pięć miesięcy, z tego 2 miesiące w szpitalu. Zrobiłam sobie
dokładne badania i lekarze stwierdzili, że już nie będę mogła mieć dzieci, a
jeżeli bym kiedyś zaszła w ciążę, to mam zaraz się zgłosić do lekarza i ciążę
usunąć. Po śmierci tego dziecka ponownie jestem w ciąży. Porobiłam wszystkie
badania. Były one niepomyślne. Chciałam koniecznie udać się do Katarzyny
Szymon, ale jakiś dziwny lęk mnie ogarnął, pomimo, że ją widywałam na
czuwaniach we Frydku. Uważałam, że może jestem niegodna tego, aby z nią rozmawiać.
Prosiłam z mężem o pośrednictwo panią Wojtalową z Frydka i pojechaliśmy do
Katarzyny Szymon, która w tym czasie mieszkała w Łaziskach Rybnickich u pana
Błatonia. Byłam bardzo nieśmiała i nie wiedziałam jak się mam do niej zwracać i
jak przemówić. Przed modlitwą,
która miała się rozpocząć wspólnie z pielgrzymami, bardzo źle się czułam.
Miałam bóle i musiałam usiąść. Po modlitwie Katarzyna mówi do mnie, że tu
przychodzą takie kobiety, które jeszcze nie wiedzą, że są w ciąży a ona wie.
Katarzyna odpowiedziała mi na moje pytanie, którego jej nie postawiłam, a o
którym tylko pomyślałam - nie miałam odwagi jej tego powiedzieć. W drugim zdaniu
powiedziała mi, dużo dzieci urodziłoby się kalekich, gdyby nie jej
wstawiennictwo u Pana Boga. Po tych wypowiedziach Katarzyny byłam już spokojna,
bo wierzyłam w jej słowa. Od szóstego miesiąca ciąży miałam częste bóle, ale ufałam Katarzynie i
jej wstawiennictwu u Matki Bożej, że do końca dziecko donoszę i szczęśliwie
urodzę. Dlatego nigdzie nie chodziłam po lekarzach, jedynie porobiłam sobie
wyniki, które są potrzebne do porodu. W ten wieczór, gdy zbliżała się chwila
porodu, odmawialiśmy modlitwy różańcowe. Nagle czuję, że muszę jechać do
porodu. Mąż mnie zawiózł do szpitala w Bielsku. Po zbadaniu przygotowano mnie
do porodu i miałam rodzić. Było około godziny 23, ale ten poród trwał do
godziny 3. Było przy mnie kilka osób, ale im brakowało sił, a ja już się
kończyłam. Lekarze i położne dwukrotnie odchodzili ode mnie. Były już tak
osłabione, bo razem z dzieckiem wychodziły wnętrzności. Opadłam całkowicie z
sił i w tym momencie ktoś mi powiedział, że rodzę i zaraz dziecko samo wyszło
bez najmniejszego parcia. Po trzech
miesiącach pojechaliśmy do Katarzynki ku naszemu zdziwieniu i zaskoczeniu
Katarzynka opowiada mi, jak przebiegał poród i jak się kłóciłam z tymi
pielęgniarkami w momencie, gdy chciały ode mnie odejść. Katarzyna cały czas
była duchowo przy moim porodzie i ona pomogła mi to dziecko urodzić, bo chyba
sama bym tego nie przeżyła. Dziękowaliśmy
Katarzynie za pomoc i zdrowe dziecko. Katarzynka mówi: Coś
zapomnieliście o mnie, że tak długo was nie było. Katarzyna prosiła Pana Jezusa
i Matkę Bożą, żeby nie zabrali mi tego dziecka. Pytałam ją, skąd wiedziała, że
ja już rodzę. A ona mówi mi, że sam Pan Jezus jej powiedział. Nie zaprosiłam
Katarzynki na chrzciny, bośmy bardzo wcześnie chrzcili, ale na cześć
Katarzynki daliśmy imię Kasia naszej córce. Zaprosiliśmy Katarzynkę na roczek.
Przyjechała do nas i w czasie tej wizyty rozmawialiśmy na różne tematy. Przed
wyjazdem Katarzynki do domu pytamy ją, kiedy się znowu zobaczymy, a Katarzynka
odpowiada, że już niedługo, bo na chrzcinach. Ja nie byłam pewna, czy jestem w
ciąży ponownie, a ona już widziała moją ciążę. Wszystko się tak dopełniło.
Urodziła się druga dziewczynka zgodnie z zapowiedzią Katarzynki. Drugiej
dziewczynce daliśmy imię Teresa, bo takie życzenie miała Katarzynka. Była ona
obecna 125 na chrzcinach wraz z panią Martą. Były dwie ekstazy.
Przemówił Pan Jezus i Matka Boża, ale mamy nagrane tylko przemówienie Pana
Jezusa. (Patrz ekstazę zanotowaną z dnia l maja 1983 roku). Obecnie córki
chowają się dobrze, są zdrowe i niczego im nie brakuje, za co dzięki składam
Katarzynie Szymon, za jej wstawiennictwo za mną i moimi dziećmi u Pana Jezusa i
matki Bożej. Bóg zapłać. Maria Gębala -
Godziszka k. Bielska-Białej 7. CYBUCH WŁODZIMIERZ - Tychy - Podziękowanie Pragnę
serdecznie podziękować Matce Bożej i Panu Jezusowi za wstawiennictwem Katarzyny
Szymon za otrzymaną łaskę wyzwolenia mnie z nałogu palenia papierosów. W żaden
sposób nie mogłem się sam od tego odzwyczaić. Jestem święcie przekonany, że
dzięki łasce Bożej nie palę. Włodzimierz Cybuch - Tychy - Paprocany 8. NOWAK WŁADYSŁAW - Porąbka Panią Katarzynę
Szymon poznałem na wiosnę 1983 roku przez pana Józefa Adamczyka z Leśnej koło
Żywca. Katarzyna mieszkała u pani Marty w Kostuchnej. Od chwili zapoznania się
z panią Katarzyną, zmieniłem swoje życie, chociaż zawsze uważałem się za
wierzącego katolika. Jednak częste przebywanie u pani Katarzyny, jej żywa wiara
i inne zalety, którymi się odznaczała, zmieniły moje życie. Jej ciągłe
przestawanie z różańcem, nieustanna modlitwa, codzienny Anioł Pański rano, w
południe i wieczorem, codzienne Koronki do Miłosierdzia Bożego, dziesiątki
ekstaz, których sam byłem świadkiem, całkiem mnie przemieniły. Gdy
doświadczałem jak przemawiało Niebo, tj. święci z Nieba z Panem Jezusem i
Matką Bożą, to były dla mnie rzeczy niezwykłe. Wielokrotnie byłem świadkiem
krwawienia ran na rękach, nogach i skroni, i krwawych łez. Kto był świadkiem
tych krwawień, ten nigdy by się nie ośmielił twierdzić, że je sobie sama
Katarzyna zadawała. Byłem dwukrotnie
z panią Katarzyną w Licheniu. Raz w 1983 roku. Raz w towarzystwie pana Płonki
drugim samochodem na odpust, drugi raz jednym samochodem w 1984
roku, skąd pojechaliśmy do Brdowa. Kilka razy byłem z panią Katarzyną w Turzy
Śląskiej, przeważnie na dzień chorych, 13 dnia miesiąca. Panią Katarzynę
odwiedzałem wielokrotnie z całymi grupami, bo coraz więcej ludzi chciało
widzieć te niezwykłe zjawiska ... Pani Katarzynie mam wiele do zawdzięczenia,
szczególnie to, że za jej pośrednictwem została cudownie uzdrowiona z
nieuleczalnej choroby siostra mojej żony, Józefa Kaczmarczyk. Uzdrowienie było
zapowiedziane w ekstazie, kiedy przemawiała bł. Aniela Salava przez Katarzynę,
a było to na urodzinach Katarzyny w 1983 roku. W tym czasie była Katarzyna
chwilowo u gospodarza w Łaziskach Rybnickich. Byłem świadkiem
wielu rzeczy, które trudno opisać. Wiele zanotowała taśma magnetofonowa.
Robiono wiele zdjęć fotograficznych. To może być dowodem niezwykłych zdarzeń.
Świadkami są też liczni kapłani zakonni i diecezjalni, zakonnice i ludzie
świeccy. Mogą świadczyć też lekarze, którzy robili badania. Niebo sprzeciwiało
się tym badaniom i prosiło Katarzynę, aby nie pozwoliła się badać, ponieważ
nie zechcą ogłosić ich wyników. Sam byłem świadkiem wielu
opisanych wydarzeń. Ubolewam nad tym, że wiele oszczerstw rzucane jest na
Katarzynę nawet przez tych, którzy nigdy u Katarzyny nie byli. Historia wiele
rzeczy jeszcze wyjaśni. Władysław Nowak - Porąbka 614, woj.
bielskie 9. CHRZENŚCIEWSKA ANNA Mój syn został
aresztowany 3 października 1978 roku wraz z 6 kolegami za rozbój. Przyczynę
aresztowania poznałam dopiero po interwencji, gdyż z początku, kiedy syna
aresztowano oświadczono nam, że jedzie aby uporządkować jakieś sprawy
związkowe. Po długich staraniach otrzymaliśmy zgodę na widzenie. Był to dla nas
cios, kiedy dowiedzieliśmy się, że będzie w areszcie do grudnia 1979 roku.
Toczyły się rozprawy przez 14 miesięcy. Było ich aż 12. Od mojej siostry dowiedziałam
się o pani Katarzynie Szymon. Pojechałam do niej. Opowiedziałam jej o wszystkim co
zaszło. Katarzynka mówiła, że trzeba się dużo modlić i prosić o łaski dla syna.
Prosiłam Katarzynkę o wstawiennictwo za synem. Zgodziła się. Po kilku rozprawach
pojechałam do Katarzynki i znowu na bieżąco opowiedziałam jej, co nowego w
tej sprawie. Innym razem, kiedy Katarzynka
przebywała u pani Laury w Katowicach, pomimo choroby przyjęła mnie. Było to dwa
tygodnie przed Bożym Narodzeniem. Zaciekawiła się, co z moim synem. Z bólem
serca opowiedziałam jej, że mają być już końcowe rozprawy rozstrzygające o
winie i karze. Katarzynka powiedziała, że syn za dwa tygodnie będzie z nami
przy stole wigilijnym. Po tych słowach nie wiedziałam, jak się to może stać, że
syna będziemy mieć przy stole wigilijnym. Dziękowałam Katarzynie, a zarazem
radością pokrzepiona prosiłam o dalszą pomoc w jego sprawie, gdyż ostatnia
rozprawa miała się odbyć 2 dni przed wigilią. Gdy byłam
ostatnio u Katarzynki w Katowicach, było u niej dwóch kapłanów, którzy
pobłogosławili opłatek podając go Katarzynie, która z kolei też go
pobłogosławiła i podała mi go mówiąc, abym połamała się nim z moim synem i z
wszystkimi, co są z nimi zamknięci. Mam to uczynić jak dostanę widzenie z
synem. Nie pamiętam, kiedy to było jak poszłam na widzenie z synem. Gdy
podeszłam pod bramę, milicjant pyta mnie, dokąd chcę iść. Proszę mnie wpuścić
do środka, bo chcę się z synem podzielić opłatkiem. I ku memu zdziwieniu
przeszłam kolejne bramy, aż doszłam gdzie był syn i jego koledzy. Wpuścili mnie
o nic nie pytając. Podeszłam najpierw do syna dzieląc się z nim i jego kolegami
chlebem i innymi rzeczami. Wszyscy sobie podjedli, podziękowali, ja się
pożegnałam i wróciłam do domu. Nadszedł dzień
rozprawy. Na korytarzu płacz. Przychodzą adwokaci, każdy rozmawia ze swoim.
Rozprawa ostatnia była decydująca. Sala zapełnia się, siedzą ławnicy,
prokurator, sędziowie i 6 oskarżonych. Pierwszy odczyt mojego syna Jana.
Pytają ławnicy o zarzuty, adwokat mówi mowę obronną. Nie ma zarzutów ani od
sędziego, ani od prokuratora. Zwolniony z więzienia. I tak następnych 5-ciu.
Tylko ten najgłośniejszy oskarżony miał karę 6 lat. 128 Z mężem nie mogłam słowa przemówić, ze
łzami w oczach, ze wzruszeniem w sercu, po prostu nie wiedziałam jak to się
stało. Cud, wszyscy na wolności i to od dziś. Wyszliśmy na korytarz chcąc podziękować
sędziemu za to, co się stało. A on mówi - to nie ja, wskazując palcem w górę,
to Ten co panuje u Góry. Ja sam nie wiem jak się to stało. To cud. Nasz obrońca
mając łzy w oczach mówi - to cud, jak się to mogło stać. Na drugi dzień
pojechałam po syna do więzienia i przyjechałam z nim do domu, z wielką radością
wstępując z nim po drodze do kościoła, aby całym sercem podziękować Panu Bogu
i Matce Najświętszej za okazaną pomoc za pośrednictwem Katarzyny Szymon. Jej
wstawiennictwu, cierpieniom i modlitwom zawdzięczam uwolnienie syna Jana. Jako
dowód mam listy od syna z więzienia z dnia 10 grudnia 1979 r. Anna
Chrzenściewska Pewnego dnia
żona opowiedziała mi dziwny sen, który nas zaniepokoił. Otóż we śnie ujrzała
grupę modlitewną, a na czele tej grupy człowieka z ogniem wyobrażającym złego
ducha. W pewnej chwili tenże zły człowiek dziwnie podrygując odbił od grupy
modlących się ludzi, a kiedy się odwrócił, z przerażeniem ujrzała tam twarz swojego
męża (tzn. moją). Dla wyjaśnienia dodam, że przez długi okres przewodniczyłem
modlitwie różańcowej towarzysząc i jeżdżąc z figurą Matki Bożej Róży
Mistycznej. Dlaczego
zaczynam od tego snu? Otóż sen ten był po pewnym wydarzeniu, jakie miało
miejsce u Katarzyny Szymon, stygmatyczki polskiej w czasie jej urodzin u
gospodarza, u którego mieszkała. Słuchałem słów
św. Katarzyny w czasie ekstazy, gdy mówiła przez stygmatyczkę. Św. Katarzyna
oznajmiła zebranym, że wszyscy mają znak zbawionych, muszą tylko wytrwać w
dobrym do końca, ale jeden z nas tego znaku nie ma. Byłem pewny, że te słowa
były skierowane do mnie. Odczułem zawstydzenie, zaniepokojenie, podniecenie,
dziwne zdenerwowanie, a chwilami rozpacz. Zapytałem o to wprost Katarzynę i w jednoznaczny sposób
zostałem utwierdzony, że się nie mylę. Oczywiście było we mnie wiele zła, pycha
i zarozumiałość. Wkrótce miałem doświadczyć prawdziwości słów świętych z Nieba,
a w tym wypadku słów św. Katarzyny. Porzuciłem żonę
i czworo dzieci, w tym troje małych. Wkroczyłem na drogę nieuczciwości i
rozpusty. Serce moje stało się lodowate, nieczułe, wyjechałem z domu. Trwało
to półtora roku. Kilka razy odzywało się sumienie, ale było głuszone. Wreszcie
poczułem dziwną tęsknotę odwiedzenia Katarzyny Szymon. Było to tak silne
uczucie, że wewnętrznie zawstydzony wszedłem do domu przy ulicy Stabika w
Katowicach, gdzie zamieszkiwała. Przyjęła mnie łagodnie, serdecznie, po czym
mdlała kilkakrotnie - cierpiała za mnie. Powiedziała do mnie krótko: „Jedź do
żony i przyjedź z nią". Żonę ujrzałem bardzo zmienioną i chorą. Nastąpił
spadek wagi ponad Przybyliśmy do
Katarzyny Szymon. Chodziło o przebaczenie, o połączenie rozbitego małżeństwa, o
powrót do porzuconych dzieci. Chciałem to ukryć, zataić przed całym światem, a
co dopiero przed żoną, że żyłem z inną kobietą. Ale Katarzyna była jasnowidzącą
i powiedziała całą prawdę przy wszystkich tam obecnych. Zrozumiałem, że
przebaczenie musi znać całą prawdę. Ale była to zbyt gorzka prawda dla biednej
schorowanej żony. Wyszliśmy od Katarzyny bez pojednania. Szliśmy do przystanku
MPK szosą i nagle coś dziwnego zaczęło się dziać z moją żoną. Jakaś słabość,
uciski, nie mogła iść dalej. Była z nami 11-letnia córka. Usiedliśmy na
trawie. Córkę wysłałem do Katarzyny w sprawie, o której zapomniałem. Córka już
do nas nie wróciła, gdyż Katarzyna oznajmiła jej, że rodzice zaraz tu wrócą i
pojednają się ze sobą. Tak się też stało. Nastąpiło pojednanie. Przyjęliśmy
błogosławieństwo tej, która tak wiele za nas wycierpiała. Co było później? Błędem z mojej
strony było, że zwlekałem z pojednaniem z Panem Jezusem w Sakramencie Pokuty.
Wypiłem większą ilość wódki. Po wypiciu zacząłem wygadywać ordynarnie. Rzuciłem
też przekleństwo na Katarzynę. Bluźniłem i przeklinałem, kląłem wszystko i
wszystkich, bano się mnie. Nigdy takiego szoku alkoholowego nie miałem. Córka
obecna, dziecko pełne wiary, poczęło wzywać Katarzynę, aby coś uczyniła z
rozszalałym pijanym ojcem. Wszyscy uciekli bojąc się mnie. Rano poszedłem
do łazienki, aby się umyć do pasa i oto ujrzałem straszliwy bicz, coś w
rodzaju miecza, ciemnobrązowego koloru od obojczyka w dół, a pod sercem
uchwyt. Było to przerażające dla mnie; ciało wokół tego znamienia chłodne,
natomiast „miecz – bicz” gorący, że niemal parzył ogniem przy dotyku.
Przestraszyłem się bardzo. Natychmiast udałem się z tym do Katarzyny, gdzie
pokazałem to dziwne zjawisko. Katarzyna zdała się wszystko wiedzieć, a nawet
to, że ją przekląłem. Przeprosiłem pełen żalu i skruchy. Powiedziała do mnie:
„Różaniec was uratował...” Różaniec był prezentem od Katarzyny, mam go zawsze
przy sobie. Znak ten miałem na ciele wyciśnięty przez trzy miesiące. Potem
zniknął. Od tego czasu zmieniłem życie radykalnie i stale pokutuję. Odnośnie choroby
mojej żony: Waga ciała spadała nadal. Niepokój był duży. Małe dzieci do
wychowania. Przyjechaliśmy razem do Katarzyny. Żona prosiła ją, aby wyprosiła
jej u Pana Jezusa zdrowie, bo dzieci małe - kto je wychowa. Katarzyna zapewniła
żonę: „pożyjecie, nie martwcie się, ale żyć macie zgodnie. Pan Jezus sam was
rozłączy (przez śmierć), to jest wielki sakrament”. Od tego czasu
żonie przybywa na wadze i jest zdrową kobietą, żoną i matką wychowującą swoje
dzieci. Została uzdrowiona na duszy i ciele dzięki Katarzynie Szymon, która
wyznała nam, jak wiele musiała cierpieć za nas. Mówiła to często w obecności
licznych osób. I tak było naprawdę. Zawdzięczam to
Miłosierdziu Pana Jezusa i ofierze cierpienia Katarzyny. Od ponad 2,5 roku nie
tknąłem kieliszka wódki. Przyrzekłem to Katarzynie, że do śmierci swojej tego
nie uczynię. Pilnuję rodziny i dzieci. Odbywam stałą pokutę za moje liczne grzechy
i wielbię Boga za to, że w Miłosierdziu swoim pozwolił mi poznać Katarzynę.
Żałuję tylko, że wiele straciłem przez swoją lekkomyślność.
Jerzy A. - Strzelce Opolskie 11. KUSZKA
MARIA - Katowice Katarzynę Szymon
znałam od swoich dziecięcych lat. Jej ojciec i mój byli braćmi. Dlatego
Katarzyna przychodziła do nas bardzo często. Katarzyna
chodziła prawie codziennie do kościoła ze Studzienic do Pszczyny. Bez względu
na pogodę i na porę roku wykonywała ten swój obowiązek wobec Boga. Dobrze
pamiętam ją z mojego wieku szkolnego (Katarzyna powróciła do Studzienic w
czasie okupacji - brak bliższych danych). Mieszkała u swojej ciotki Jadwigi
Gacek. Pasłyśmy razem krowy i z tego okresu najlepiej ją zapamiętałam.
Zauważyłam, że ma bardzo często napuchnięte ręce i to w tych miejscach, co ma
Pan Jezus rany. Pytałam ją, kiedy jej to pęknie, bo to tak wyglądało jak
wrzody, tylko że nie ropiały, ale były bardzo wysadzone i ciemnoczerwone. Katarzyna
nauczyła mnie modlić się. Zawsze pięknie się modliła, zwłaszcza na różańcu.
Mówiła wciąż, że ta modlitwa różańcowa jest najważniejsza. Pewnego razu zaczęła
mi się zwierzać, że niedługo nastanie czas, kiedy będą na nią pluć, przezywać,
będzie bardzo wzgardzona. Robiło mi się bardzo smutno i ogarnął mnie wielki
żal. Pomyślałam, że ona przecież tak ciężko pracuje i tak się modli i dlaczego
by ktoś mógł zrobić jej tyle przykrości. Katarzyna widząc, że ja się tym
zmartwiłam i zastanawiałam się nad tym, co mi mówiła, dopowiedziała jeszcze,
że jak będę starsza, to wszystko zrozumiem. Po pewnym czasie
poszła do pracy u państwa Żeleźnik. W tym okresie Katarzyna miała ekstazy.
Chodziłam wtedy do drugiej czy trzeciej klasy i jak dzieci, byliśmy ciekawi
tego zjawiska. Ze swoją koleżanką Żeleźniakówną chodziłam słuchać ekstaz na
przerwie lekcyjnej w południe. Kiedy się ekstaza przedłużała, to opuszczałyśmy
lekcję. Pomimo otrzymywania „cięgów” nie przyznawałyśmy się, gdzie chodzimy.
Pamiętam, że często przemawiała Matka Boża. Nie musieliśmy mieć zegarków, a
wiedzieliśmy dokładnie, która godzina, bo punktualnie o godzinie 12
rozpoczynała się ekstaza. Wtedy Katarzyna upadała. Takie „upadki” zdarzały się
w różnych miejscach, zależnie gdzie była w tej godzinie. W tych ekstazach były
już prośby Nieba o różaniec, posty,
jałmużny, sprawiedliwość itp. Były też polecenia do osób prywatnych. Kiedy Katarzyna mieszkała u
państwa Żelaźników w Studzienicach, to często chodziła na cmentarz wybawiać
dusze. W tym czasie miała takie zdarzenie. Kiedy była sama w domu, ktoś
zapukał do drzwi. Otworzyła. Do środka wszedł mężczyzna w łachmanach i poprosił
o jałmużnę. Katarzyna powiedziała, że jest u tych gospodarzy z łaski i nie ma
nic takiego. Może jedynie dać mu śniadanie, którego jeszcze nie zjadła.
Wręczając mu kawałek chleba poznała w tym samym momencie Pana Jezusa.
Powiedział jej, aby była o 23 ubrana, bo przyjdzie po nią dusza i Pan Jezus
zniknął. Od tego czasu chodziła na cmentarz wybawiać dusze - szczególnie
nocami. Okoliczni ludzie
nie znając tej praktyki twierdzili, że Katarzyna ma padaczkę. Inni mówili, że
czaruje i tak się to oczernianie zaczęło. Kilka lat po
wojnie (daty nie pamiętam) Katarzyna zamieszkała w Pszczynie. W jednej z ekstaz
przemawiał Ojciec Pio i wtedy usłyszałam, że jedna z moich sióstr umrze.
Miałam trzy siostry, w tym bliźniaczki i jedna z nich miała umrzeć. Pomyślałam,
że Matylda, bo ona ciągle chorowała na serce i w tym zamyśleniu o tej chorej
Ojciec Pio odczytał moje myśli i powiedział po raz drugi do mnie, że nie umrze
Matylda a Zosia, która nigdy nie chorowała. Ogarnął mnie wielki wstrząs i żal,
bo ona była dla mnie taka dobra i jest zdrowa, to dlaczego ona musi umierać?
Ojciec Pio znowu dodał: „Uspokój się,
taka jest Wola Boża. Ona ma i tak wielkie zasługi, a wy nie płaczcie i nie
zazdrośćcie jej tego pięknego Nieba”. Wiedząc ojej
śmierci ciężko mi było z nią się spotkać. Zrobiłam się zamknięta w sobie.
Wszyscy w rodzinie pytali, co się ze mną dzieje. Najstarsza siostra
zaproponowała, ażebyśmy udali się do Katarzyny. Pojechaliśmy również z Zosią na
rowerach w odwiedziny. Gdy byłyśmy u Katarzyny, ponownie przemówił Ojciec Pio
i mówił, że w krótkim czasie Zosia będzie ciężko chora i będzie miała bardzo
ciężkie operacje a po tym wszystkim dopiero umrze. Ze starszą siostrą bardzo
płakałyśmy, a ona patrzyła na nas i nie wiedziała co się stało, gdyż nie
słyszała, co było mówione. Wracając do domu Zosia zapytała, dlaczego
płakałyśmy, ale jej nie powiedziałyśmy. Po pewnym czasie
przyszłam do Zosi i ona mi mówi, że ma małego guza na piersi i pokazała mi go
... Był wielkości grochu. Po dwóch tygodniach jak go oglądałam, wyglądał jak gęsie
jajo. I tak wszystko się dopełniło jak powiedział Ojciec Pio przez Katarzynę.
Zaraz po śmierci poszliśmy powiadomić Katarzynę. Gdy tylko mnie zobaczyła,
powiedziała: „wiem po co żeś przyszła. Zosia już tu u mnie była, już ją
widziałam po śmierci”. Katarzynka była na pogrzebie, pomimo, że ciężko było
jej w tym czasie chodzić. W kondukcie szliśmy razem. Zaczęła mi słabnąć i
powoli zostaliśmy w tyle. Spoglądam na jej nogi i widzę jej buty pełne krwi aż
w nich chlupało, jakby szła po błocie. Krwawiły stygmaty. Przeraziłam się tym
widokiem i chciałam ją zaprowadzić do samochodu. Odrzekła, że nie pójdzie do
samochodu i będzie dalej szła na nogach, bo to jest cierpienie za takie dusze,
które są w czyśćcu, a które przyszły mnie poprosić, abym im pomogła, więc
muszę to wykonać. Po pogrzebie Katarzyna gościła w moim domu i przez nią
przemawiali święci. Wieczorem brat mój odwiózł ją do Pszczyny. W niedługim
czasie Katarzyna zmieniła miejsce zamieszkania. O tym nie wiedziałam, a
chciałam się z nią widzieć chcąc pochwalić się relikwiami, które dostałam od
brata na odpuście. W kościele zmówiłam krótką modlitwę. Wychodząc z kościoła
spotkałam kobietę podobną do Katarzynki. Zapytała mnie, czy chcę iść do
Katarzynki. Zastanowiło mnie, skąd ona wie o moim zamiarze. Kobieta kazała mi iść ze sobą, bo ona
też idzie w tym kierunku, to mi pokaże, gdzie mieszka Katarzynka.
Podchodziłyśmy pod dom i pokazuje mi okna na poddaszu. W tym ostatnim po prawej
stronie - mówi - mieszka Katarzyna. Podeszłyśmy do bramki. Trzeba nacisnąć na
dzwonek pod nazwiskiem Kulpa - stwierdziła - bo one razem mieszkają. Kiedy się
odwróciłam, aby jej podziękować, patrzę a kobiety nigdzie nie ma. Zatrwożyłam
się i myślę sobie -jak to komuś opowiem, to mnie wyśmieje. Bo jakże w biały
dzień można mieć takie złudzenia. I postanowiłam nikomu tego nie mówić.
Nacisnęłam na dzwonek. Wyszła pani Kulpa i mówi, że Katarzynki nie ma.
Katarzynka natomiast woła na panią Kulpową, żeby mnie wpuściła, bo to jest moja
bardzo bliska osoba, chociaż mnie nie
widziała, bo była w domu. W tym samym czasie jak weszłam, zaraz za mną
przyszedł ksiądz, który jechał na nocną adorację do Turzy Śląskiej i po drodze
odwiedził Katarzynkę. Zaczęłam się zwierzać księdzu z tego co mi się wydarzyło.
A tu nagle Katarzynka tak głośno się roześmiała. A ksiądz pyta - Katarzynko,
czy wyście to byli? Ona powtórnie się roześmiała i powiedziała do mnie: Wyjmij
to, co masz w torbie, bo to jest wielka świętość. Pokazałam jej ten obrazek z
tymi relikwiami. Ksiądz stwierdził, że ten obraz pochodzi z XI względnie XII
wieku. Przypominam sobie też, jak w
gazecie pszczyńskiej „Echo Pszczyńskie" ksiądz proboszcz w artykule pt.
„Cuda Kaścine" wyzywał ją w przeróżny sposób i poniżał jej godność
osobistą. Odważył się to samo powtórzyć na kazaniu i od tego czasu Katarzyna
nie mogła pokazać się na ulicy. Sprawdziło się to wszystko, co mi kiedyś powiedziała,
że będą na nią pluć i bić ją. Artykuł ten i kazanie stało się tego
przyczynkiem. Doszedł do niej jeszcze jeden ból - ból duchowy. Było to cierpienie
ogromne, bo wymyślone przez takiego, który nie przyszedł i nie sprawdził, a
oczernił. Ale i to zniosła i ofiarowała wszystko Panu Jezusowi. Moja znajoma
pielęgniarka zapragnęła zobaczyć Katarzynę, ale nie miała nikogo, kto by jej
mógł towarzyszyć. Umówiliśmy się, że ja będę tą przewodniczką. Gdyśmy weszli do
mieszkania, Katarzyna mówi do mnie - Maria, pokaż to oblicze Pana Jezusa, bo
ono takie piękne. Popatrzyliśmy jedna na drugą, skąd ona wie, żeśmy kupiły to
oblicze Pana Jezusa. Długo się jemu przyglądała i powiedziała - wiem, że mi go
nie dasz, ale mi go zostaw na kilka dni. Po powieszeniu obrazu rozpoczęliśmy
modlitwę. Nagle obraz zaczął się kiwać jak wahadło od zegara. I w tym momencie
największe wrażenie zrobiło na nas to, jak Hostia z odległości około l
W Wielkim Tygodniu wybierałam się do Kalwarii. Katarzynka nalegała,
żebym została z nią, to będziemy razem przeżywać drogę krzyżową. Byłam u niej
w Wielki Czwartek i Piątek. Te cierpienia które widziałam nie dadzą się ani
opowiedzieć ani opisać. To trzeba widzieć. Nie jestem w stanie swoimi słowami
tego wyrazić. W pierwszej kolejności miała upadki. Wyglądało to tak, jak upadki
Pana Jezusa. Przy tych upadkach było takie obciążenie, że kilku mężczyzn nie mogło
jej podnieść. A za moment Katarzyna powiada: „Młoda istoto, podnieś mnie”.
Córka moja, która chodziła do szkoły podstawowej lekko ją podniosła. W Wielki Piątek
około godziny 14 30 może 15 °° nastąpiła największa męka i konanie.
Ciało stygło, oczy się zapadły, nos się wydłużył i widać było wielkie
cierpienie. Ciało było posiniaczone i wyglądało bardzo tragicznie. Ja uklękłam
w nogach, a opiekunka jej trzymała gromnicę i modliliśmy się. Konanie trwało
około 20 minut, po czym wszystko powróciło do normalnego stanu. Odzyskała
przytomność, wystąpiły rumieńce na twarzy, temperatura ciała wróciła do normy,
tylko była bardzo osłabiona i głos miała bardzo przytłumiony. Po tym konaniu
przyszedł sam Pan Jezus z Komunią świętą. Widzieliśmy jak Hostia szła do jej
ust. Po spożyciu Komunii świętej Katarzyna bardzo prosiła Pana Jezusa, aby nie
odchodził od niej. Ona go widziała żywego i prosiła, aby pozostał przy niej i
mówiła dalej, że ma On bardzo miłosierne oczy. Po tej Eucharystii Katarzynie
powróciła taka siła, że mówiła do mnie: „mogę teraz przerzucić tonę węgla”.
Tego wszystkiego nie umiem dokładnie opisać, jak wspominałam. To trzeba osobiście
przeżyć, żeby dokładnie zrozumieć. Byłam u Katarzyny z panią Pomiotło i wtedy
Matka Boża przez Katarzynę mówiła do tej znajomej, że jej syn będzie kapłanem
(w tym czasie był jeszcze w szkole podstawowej). Jak dorósł, wszystko się
spełniło, jak Matka Boża powiedziała. Ten to kapłan po święceniach udzielił
Katarzynie błogosławieństwa prymicyjnego. (Ksiądz Mieczysław Pomiotło opisał w
swoich wspomnieniach dokładnie swoje przeżycia z Katarzyną). Byłam też u jednego
z kapłanów z Dębu - Katowic, który wątpił w prawdziwość stygmatów Katarzyny, a
chciał się przekonać i zobaczyć na własne oczy, by poznać prawdę. Wybrał się
więc ze mną do Katarzyny. W drodze powrotnej powiedział mi, że teraz jak ktoś
będzie się pytał o to, czy to jest prawdziwe, to będzie wiedział co ma powiedzieć
i jak przekonać niewierzących, bo wszystko to nagrał na taśmę magnetofonową i
wie, że to jest wielki dar Boży. Katarzyna przeprowadziła się do
Mysłowic, a następnie do Łazisk Rybnickich i z tego powodu długo u niej nie
byłam. Postanowiłam ją odwiedzić, bo dowiedziałam się, że jest bardzo chora i
nie może chodzić, Wybrałam się z moją siostrą i przyjechaliśmy do niej, a tu
wszystko pozamykane. Chodźmy pod okno - mówi siostra - żeby nas zobaczyła.
Ale jak zejdzie, gdy nie może chodzić - odpowiada. Katarzyna wiedziała, że
jesteśmy pod domem. Nabrała takich sił, że wstała i zeszła na dół i otworzyła
nam drzwi. Do góry już nie mogła wejść sama. Ledwo z siostrą mogłyśmy jaz
powrotem przetransportować na górę. Jak tak szliśmy, mówię do niej: „Ale jesteś
ciężka". Katarzyna odpowiada mi: „wiedz Mario, jakie są ciężkie grzechy
świata i ja to muszę nosić”. Kiedy ją powtórnie odwiedziłam, prosiła żebym
została na noc. Przed snem długo się modliłyśmy. Usnęłam, ale przez sen słyszę,
że ktoś rozmawia. Nasłuchuję, a ona rozmawia z Panem Jezusem i Matką Bożą.
Wstawia się do nich z różnymi prośbami od poszczególnych ludzi, którzy ją
prosili o łaski. Prosi za kapłanów i wymienia ich wszystkich nazwiskami. Co Pan
Jezus i Matka Boża odpowiedzieli jej, tego nie wiem, bo tego nie słyszałam. W
czasie składania tych próśb bardzo płakała za niektórymi osobami, co jej
powierzyli swój los. Przed śmiercią
Katarzyna dała mi obrazek Pana Jezusa w Ogrójcu mówiąc: „pamiętaj Mario, nigdy
nikomu za dużo nie opowiadaj i nie zwierzaj się, bo ludzie wysłuchają, a
później dodają, przekręcą słowa i drwią sobie z tego. Masz ten obrazek Pana
Jezusa, to jemu możesz się ze wszystkiego zwierzyć i zaufać, a On cię wysłucha.
Szczególnie wtedy kiedy ci będzie bardzo ciężko, to uklęknij i módl się, a Pan
Jezus cię wysłucha”. Po raz ostatni
przed śmiercią Katarzynki pojechałam do niej z dziećmi mojej siostry. W czasie
rozmowy Katarzynka mówi mi: „ty wiesz
Mario, że jesteś już ostatni raz”. Pytam się jej: „co już umierasz”? Czy
mi bronisz tu przychodzić? Popatrzyła na mnie bardzo smutno. Nie mogłam tego
zrozumieć, co by to mogło znaczyć. Byliśmy bardziej zasmuceni tym, że nas tak
czule przytulała do serca przy pożegnaniu. Wypytywała jeszcze o całą rodzinę i
o każdego z osobna. Powiedziałam jej o bracie, który już umarł. A ona na to, że
wie, bo była też na pogrzebie, tylko duchowo. Ona wszystko wiedziała o każdym
człowieku, tak że okłamać jej nie było można. Ona wiedziała o każdym kłamstwie.
Było to naprawdę ostatnie spotkanie w życiu. Przypomniało mi
się jeszcze jedno bardzo ważne wydarzenie. Kilka dni przed zamachem na papieża
przyszłam do niej po pracy. Katarzyna w tym czasie mieszkała u pani Laury w
Katowicach. W czasie rozmowy naraz Katarzyna ma ekstazę i rany zaczęły bardzo
krwawić i Katarzyna bardzo płakała w tej ekstazie. Naraz woła takim urywanym
głosem: „Módlcie się za Ojca Świętego ”. Kilkakrotnie to powtarzała. Zaraz
ekstaza się zakończyła i mówi, że miała pokazany obraz, jak był zamach na
papieża. I za kilka dni nastąpił ten zamach. Maria Kuszka -
ul. Skrzeka Katowice 12. GIBAS IRENA - Gilowice O Katarzynie
Szymon dowiedziałam się od kobiet w pociągu jadąc na nocną adorację do Turzy
Śląskiej, gdzie 29 każdego miesiąca odbywają się pokutne nabożeństwa. Również
Katarzyna często jeździła na te adoracje. Miałam pragnienie spotkać się z nią.
Doszło do tego w Łaziskach. Miałam szczęście po raz pierwszy w życiu usłyszeć
ekstazę. Było to dla mnie przeżycie przejmujące, a zarazem budujące. Wyobrażałam
sobie, że to „wielki" człowiek, który ma godność nosić na sobie Rany Pana
Jezusa. Byłam szczęśliwa, że mogę z takim człowiekiem porozmawiać. Najbardziej
pociągały mnie ekstazy. Jestem w pełni zobowiązana i wdzięczna zarazem
Opatrzności Bożej, że dzięki tym ekstazom wiele wiernych i ja mogliśmy w pełni
zrozumieć sens życia i otrzymać tak wiele łask, jakimi są umocnienie w wierze,
nadziei i miłości ku Bogu. Po kilku takich
pielgrzymkach pan Płonka, który woził Katarzynę, przywiózł ją także swoim autem
do mojego domu w Gilowicach koło Żywca. Była tu kilka dni na
odpoczynku. Nie zapomnę chyba do śmierci jej zachowania się w prostocie i
dobroci serca, i tych pociągających rozmów o dobroci Boga. Podczas jej
pobytu w moim domu była ekstaza. Mówiła Matka Boża, aby żyć bez grzechu na co
dzień i jak zawsze prosiła o codzienne odmawianie różańca, jako ostatnią broń
na dzisiejsze czasy, gdyż nim pogromi szatana. Mówiła dalej: „Schodzę, aby lud
upominać. Ale komu to dziś mówić, gdy lud o nawróceniu ani modlitwie nie chce
słuchać. Zagonienie za doczesnością wyprzedza wszystko”. Innym razem
„przyszły” w ekstazie dusze czyśćcowe, które mówiły, że Pana Jezusa za mało
znały w życiu i przyszły prosić o 400 różańców, 300 Mszy świętych, 80
pielgrzymek i 150 Wiecznych odpoczynków. Mówiły: „Jeśli nam pomożecie, to i my
wam pomożemy i będziemy wybawione za 6 lat. Jesteśmy w czyśćcu 600 lat i jest
nas tu 3,5 tysiąca". Wielka szkoda,
że w dzisiejszych kościołach tak mało mówi się o piekle, o cierpieniach w
czyśćcu. Może by się nawrócił lud Boży. Przypominam
sobie jak w innej ekstazie św. Franciszek zachęcał, aby ludzie dobrej woli
wstępowali do Trzeciego Zakonu. Mówił o tym jak bardzo warto służyć Bogu i
Matce Bożej w pokorze i ubóstwie.
Katarzyna wiele wiedziała o
stanie duszy niektórych osób, ale milczała. Była ona osobą wybraną cierpiącą
za nawrócenie dusz. I tak była prześladowana od wielu, nawet kapłanów. „Prorok
nie doznaje czci we własnej ojczyźnie” (J 4,44). Irena Gibas -
Gilowice 13. Sanecznik Aniela - Łaziska Rybnickie Na dworcu
kolejowym w Katowicach zaproponowano mi, aby odwiedzić Katarzynę Szymon.
Pojechaliśmy do miejscowości o nazwie Wesoła. Katarzyna na razie nie chciała
nas przyjąć. Po chwili powiedziała, że przyszedł do niej Ojciec Pio i
powiedział jej, aby nas przyjęła. Bardzo przeżyłam to pierwsze spotkanie z
Katarzyną widząc stygmatyczne rany, z których wydobywał się wspaniały zapach.
Po chwili modlitwy nastąpiła ekstaza. Mówiła przez nią Matka Boża, Ojciec Pio,
Jan Chrzciciel. ... Katarzyna zamieszkała jakiś czas u mojego wujka
Wilhelma Błatonia w Łaziskach Rybnickich, ale nie chcieli jej tam zameldować,
jako w strefie przygranicznej. Katarzyna cierpiała za cały świat (za biskupów,
kapłanów, za pijaków, za matki niszczące dzieci). Nie potrafiła czytać ani
pisać. Natomiast w rękach jej znajdował się zawsze różaniec. Katarzyna czasem
odchodziła duchem od swego ciała. Gdy moja mama była w szpitalu, Katarzyna
mówiła mi, co mama robi. Kiedy odwiedzałam mamę w szpitalu, przekonałam się, że
mama to robiła, co mówiła Katarzyna. Katarzyna bardzo
cierpiała w środy, piątki i soboty. W te dni rany się otwierały i krwawiły. Pewnego razu
byliśmy z mężem u Katarzyny. Wychodziliśmy po północy, a mąż wstawał o 4 30
do pracy. Prosiłam, aby nas obudziła. Katarzynka roześmiała się i powiedziała,
że nas obudzi mały ptaszek. I rzeczywiście o 4 30 słyszałam jak
ptaszek dziobkiem stuka w okno. Pewna krewna
przyszła odwiedzić Katarzynkę. Gdy Katarzynka odeszła, gawędziłam jeszcze z
krewną do późna w noc. Katarzynka przyszła duchowo i zgasiła nam światło. Rano
powiedziała do nas: ,jak długo chciałyście jeszcze rozmawiać”? Katarzynka
często budziła mnie w tygodniu na ranną Mszę świętą, otwierały się w sypialni
same drzwi do szafy zgrzytając bardzo. Gdy przychodziłam do niej po Mszy
świętej, to mówiła mi: „gdyby nie ja, to by ci się dobrze spało”. Aniela Sanecznik - Łaziska Rybnickie 14. PIENTKA MARIA - Żerdziny koło Raciborza Byłyśmy u
Katarzyny Szymon. Dzieliłam obrazki Marii Goretti, na których był też jej
życiorys i modlitwa o beatyfikację jej. Podałem jeden także Katarzynie Szymon
mówiąc, że tekst na nim jest po niemiecku i z pewnością nie będziecie mogli
czytać. Kiedy jednak Katarzyna wzięła obrazek, zaczęła głośno czytać, ale nie w
języku niemieckim, tylko w innym. Nic z tego nie rozumieliśmy. Na końcu
Katarzyna serdecznie się roześmiała. Zapytałam dlaczego Katarzynka tak się
roześmiała. Odpowiedziała: Maria Goretti powiedziała, że mnie weźmie do
siebie, do Nieba. W Wielki Czwartek bardzo mnie ciągnęło, żeby
iść do Katarzynki. Było już popołudnie. Mówię do męża: chcę jechać do niej, ale
„wiem, że nie ma tam miejsca na nocleg. Robiłam różne plany z tym noclegiem,
ale jak przyjechałam, to mnie chętnie przyjęli. O godzinie 19 była Msza święta.
Po powrocie z kościoła powiedziałam Katarzynce, że chcę dzisiaj z nią czuwać.
Pomimo swoich cierpień Katarzynka powiedziała, abym usiadła obok niej na
wersalce. O nie, odpowiedziałam, już i tak cierpisz Katarzynko, a jeszcze ja
mam was męczyć? Uklękłam i modliłam się przed jej ołtarzykiem. Długo jednak nie
wytrwałam. Pomyślałam sobie, ile Katarzynka musi mieć łask, gdyż przez cały
post nic nie jadła, tylko żyła Komunią świętą, którą Ojciec Pio jej przyniósł,
albo też sam Pan Jezus przychodził do niej w postaci Hostii. I tak też było
tego wieczoru. Pani domu, opiekunka Katarzynki przygotowała mi posłanie w
kuchni. Ledwie żeśmy się położyły, a tu coś nagle w pokoju Katarzynki
trzasnęło. Pani domu stanęła na progu z palcem na buzi i kiwnęła na mnie ręką.
Patrzę, a tam Katarzynka klęczy obok wersalki w skamieniałej postawie, jak w
ekstazie i zobaczyłam wtedy na jej ustach Hostię. Z przerażeniem uklękłam. Do
dziś tego momentu nie zapomniałam. Po przyjęciu Hostii Katarzynka zaśpiewała:
„Nie jestem godzien, Panie” i „Jezu, w Tobie ja żyję, w Tobie umieram”.
Powiedziałam jej o tym, tylko się uśmiechnęła. - A jakżeś widziała, że Pan
Jezus idzie? - No bo taka jasność się zrobiła i wiedziałam, że Pan Jezus idzie
do mnie. Po poście była
zawsze wyczerpana. Najgorsze było pierwsze święto, bo kiedy coś jadła po tak
długim poście, dostawała boleści. Pomimo tego Katarzynka nigdy się nie
skarżyła, że ją bolą rany, które miała. Była zawsze cierpliwa i ofiarowała to
za pijaków i nawrócenie grzeszników. Maria Pientka -
Żerdziny 65 k. Raciborza 15. WOJCIECH K. - Katowice ... W młodości
nurtowała mnie nieustannie myśl o celu życia. Był to okres intensywnych
poszukiwań duchowych. Choć urodziłem się i wychowałem w rodzinie katolickiej,
to jednak miałem świadomość, że wyzwolenie dla prawdy Bożej muszę osiągnąć sam.
Czytając Pismo Święte szczególnie zwróciłem uwagę na słowa: „Szukajcie Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam
przydane”. Oraz: „Będę z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Wierzyłem bowiem
niezłomnie, że spotkam ludzi, którzy będą dalej w poznawaniu Bożym jak ja i od
których wiele będę się mógł nauczyć, aby owocować tak, abym się mógł podobać
Ojcu w Niebiosach. I gdy podjąłem moją pierwszą pracę w Katowicach w 1962 roku,
dowiedziałem się, że mieszka tam polska stygmatyczka Katarzyna Szymon,
uczęszcza do kościoła św. Piotra i Pawła. Poszliśmy za nią do kościoła i do
jej mieszkania z małżeństwem Wandą K. i Józefem K. oraz ich synem 12-letnim
Ryszardem. Kiedy byliśmy tam, odczuwaliśmy przemiły zapach, jakby mieszanki
przecudnie pachnących kwiatów. Zapach ten miał źródło w ranach na rękach i
głowie. Tylko Ryszard nic nie odczuwał, choć miał węch dobry. Było to około
1978 roku. Odtąd kiedy mi
czas pozwolił bywałem wielokrotnie u naszej siostry i bywałem świadkiem jej
wielu ekstaz. Jedną z nich pamiętam szczególnie ... W tym dniu byłem akurat
blisko tapczanu, na którym siedziała stygmatyczka. Było około 30 pielgrzymów.
Bliżej była tylko siostra Maria. Zwróciliśmy się wszyscy w kierunku obrazu
Jezu, ufam Tobie" i modliliśmy się wspólnie odmawiając różaniec i śpiewając
pieśni. W pewnej chwili czuję, że ktoś z tyłu szarpie mnie silnie za marynarkę.
Nie byłem z tego zadowolony, gdyż rozumiałem, że właśnie teraz i tu trzeba być
bardzo skupionym. Obejrzałem się jednak. Ale jej usta już były przy moim uchu i
szeptała: „Katarzyna dostaje Komunię świętą od Pana Jezusa". Spojrzałem na
usta stygmatyczki i ujrzałem na języku grubą jak kromka chleba i białą jak
śnieg Hostię. I widziałem to tak wyraźnie i zapamiętałem, tak, że to zostanie w mojej pamięci do końca
życia ... Wiernie opisałem
to co moje oczy widziały i moje uszy słyszały. Niech dobry Ojciec w Niebie
będzie błogosławiony na wieki i nasza umiłowana Matka Boża. Amen. Wojciech K. | |||||||||||||||||||||||||