|
|||||||||||||||||||||||||
|
|||||||||||||||||||||||||
Świadectwa i diagnozy lekarzy
| |||||||||||||||||||||||||
|
Dom Marty Godziek był domem otwartym dla tych których pragnęli spotkać się z Katarzynką. Często przychodziła tu Basia - studentka medycyny - dzisiaj już lekarka
Katarzynę Szymon
spotkałam po raz pierwszy w 1982 roku, gdy z grupą studentów, z duszpasterstwa
akademickiego, przyszliśmy tutaj, ponieważ dowiedzieliśmy się o niezwykłym
zjawisku - o stygmatach. Była to kobieta bardzo
prosta, ale bardzo inteligentna. W kilku prostych słowach potrafiła trafić w
sedno sprawy. Jej stygmaty, które
miała na rękach wyglądały w sposób następujący: były to duże rany, które w
szczelinach krwawiły. Od jej ran, falami, unosił się zapach. Był to zapach
kwiatów. W czasie ekstaz przemawiał
przez jej usta do nas Pan Jezus oraz Matka Przenajświętsza, ucząc nas i
wskazując na godność człowieka. Na
przykład : do nas studentów medycyny zwróciła się Matka Boża mówiąc, że chore
dziecko czy chorego człowieka mamy traktować tak, jak samego Pana Jezusa. Było
to dla nas bardzo budujące. Przychodziliśmy tutaj i śpiewaliśmy. Katarzyna była osobą wesołą, pogodną. Była pełna miłości Boga i
bliźniego. Była to dla nas wspaniała szkoła życia
Świadectwo to można obejrzeć na filmie - http://gloria.tv/?media=57810 | ||||||||||||||||||||||||
Stygmaty pięciu ran Pana
Jezusa Katarzyna Szymon otrzymała 8 marca 1946 roku, w pierwszy piątek
Wielkiego Postu. Z początku były to małe
rany i Katarzynie udało się je ukrywać. Z biegiem lat stawały się jednak coraz większe
i coraz obficiej krwawiły. Mówi lekarz medycyny
Włodzimierz Wojciechowski:
Katarzynę Szymon poznałem
jesienią 1984 roku. Jako lekarz mogę wypowiedzieć się na temat jej stygmatów. Muszę więc powiedzieć,
że pierwszy raz w życiu widziałem ten fenomen stygmatów. Były to okrągłe płaskie
skrzepy po obu stronach dłoni i stóp o średnicy ok. Wyglądało to w ten
sposób, że na obrzeżu tych skrzepów pojawiła się obwódka taka surowiczo –
krwista, taka rozpływająca się promieniście tak jak by wypływała z pod tych
właśnie skrzepów. Pachniało to wtedy takimi fiołkami albo różami.
Gdyby były fałszowane - to znaczy nakłuwane igiełkami, albo jakimś
nożykiem - to zostały by po śmierci. Cały czas to widziałem. A tu w tym wypadku - już dwie godziny po śmierci, a potem w cztery dni po śmierci rany goiły się. To znaczy tak, jakby te skrzepy ulegały sublimacji, to znaczy wyparowywaniu. Skóra się wygładzała i można stwierdzić, że w momencie, kiedy Katarzynka była już chowana, były już tylko ślady tych skrzepów (jest to widoczne na zdjęciu).
Świadectwo to można obejrzeć na filmie - http://gloria.tv/?media=57810 | |||||||||||||||||||||||||
Katarzyna Szymon umarła
24. sierpnia 1986 roku. Z chwilą śmierci
stygmaty, które przez ponad 40 lat nosiła, zaczęły się w cudowny sposób goić,
potwierdzając w ten sposób, ich nadprzyrodzony charakter. | |||||||||||||||||||||||||
ŚWIADECTWA I DIAGNOZY LEKARZY 1. LEKARZ MED.
SZYMCZYK CZESŁAW - Katowice W dniu 6 lutego 1982 roku w
czasie kolejnych odwiedzin u pani Katarzynki stwierdziłem, że jest chora.
Skarżyła się na bóle głowy, gardła połączone z chrypką, bóle lędźwiowe, w
czasie oddawania moczu odczuwała silny ból i pieczenie. Temperatura W związku ze
stwierdzeniem stanu zapalnego gardła, krtani, strun głosowych, języka,
kłębuszków nerkowych, pęcherza moczowego -zleciłem chorej zażywanie
antybiotyków, początkowo ampicyliny, a następnie wibramycyny oraz w większości
leków ziołowych posiadanych w apteczce domowej chorej. Następnie w małej dawce
zastosowałem leki odwadniające, nasercowe. W tym czasie
chora Katarzynka nie wyraziła zgody na wykonanie badań dodatkowych. W ciągu trzech
tygodni występowały okresy poprawy ogólnego stanu zdrowia, ale tylko chwilowe. W dniu 27 lutego
1982 roku około godziny 12-tej zostałem zawiadomiony, że pani Katarzyna Szymon
straciła przytomność. Na miejscu stwierdziłem utratę przytomności chorej Katarzynki.
Akcja serca i oddech były. W trakcie badania chora odzyskała przytomność skarżąc
się na silne bóle brzucha. Utratę przytomności kojarzyła z wystąpieniem bardzo
silnego bólu w okolicy pępkowej po stronie lewej z wyczuwalnym ruchem nagle
narastającego guza. Ponadto skarżyła się na znacznego stopnia duszności, bóle
za mostkiem, dreszcze, wymioty, osłabienie, silne tępe bóle w okolicy
lędźwiowej oraz bóle przy oddawaniu moczu. Postanowiłem po
ustaleniu wstępnego rozpoznania wezwać Pogotowie Ratunkowe i przewieźć chorą do
szpitala dyżurnego. Stan chorej był bardzo ciężki. Pani Katarzynka w pełni
świadomości w obecności swojej opiekunki pani Marty odmówiła przewiezienia do
szpitala, a nawet wezwania Pogotowia Ratunkowego. Twierdziła, że wszelkie badania
i zabiegi spowodują jej pewną śmierć. Na prośbę chorej i w beznadziejnej
sytuacji zastosowałem najprostsze i dostępne leczenie natychmiastowo. Pacjentka
otrzymała zastrzyki domięśniowe z Polbicyliny raz dziennie po 1600000 jednostek
przez 10 dni oraz leki nasercowe, krążeniowe w dużej ilości zioła na zapalenie
nerek, gardła, przewodu pokarmowego. We wstępnym rozpoznaniu ustaliłem ostre
odoskrzelowe zapalenie płuc obustronne, ostre zapalenie górnych dróg
oddechowych, skręt jelit - ostry brzuch kwalifikujący się do natychmiastowej
interwencji chirurgicznej, ostre zapalenie kłębuszków nerkowych, pęcherza
moczowego, ostre bakteryjne zapalenie wątroby - wątroba zastoinowa
-niewydolność krążenia. Ponadto podejrzewałem stan niedokrwienia mięśnia
sercowego. Zwiększony stan zapalny posiadanych ran wcześniej opisanych.
Rokowanie było bardzo złe. Temperatura ciała dochodziła do Po powrocie w
dniu 10 sierpnia 1986 roku pani Katarzynki Szymon z Sanktuarium w Licheniu
stwierdziłem, że zaczęła chorować - wystąpiło zwykłe przeziębienie - infekcja
kontrolna grypo pochodna. Wystąpiły bóle w okolicy serca, nerek, bóle gardła,
kaszel, bóle stawowe, bóle mięśniowe, bóle głowy. Chora pani Katarzynka zażywała
Biseptol i witaminy. Skarżyła się także na brak apetytu. Z każdym dniem coraz
mniej spożywała posiłków. Stawała się coraz bardziej osłabiona. Pod koniec
tygodnia trwania choroby, wystąpiły nasilone bóle w stawach kończyn górnych i
dolnych, które po leczeniu częściowo ustąpiły. Jednak obrzęk i tkliwość
połączone z ciągłym bólem w stawie skokowym prawym utrzymywał się. Zaleciłem badania
dodatkowe. W leczeniu, jak dawniej zastosowałem kolchiuprę. Po pierwszej
tabletce bóle zmniejszyły się a nawet ustąpiły. Jednocześnie wystąpiła biegunka
i wymioty, które po kolejnej trzeciej tabletce nasiliły się. Po odstawieniu tych
tabletek zastosowano leczenie przeciw biegunkowe i przeciw wymiotne. Falowe
dolegliwości ze strony serca, nerek, żołądka utrzymywały się mimo
zastosowanego leczenia. Osłabienie organizmu pogłębiło się. Nadal pani
Katarzynka nie przyjmowała pokarmów, a nawet płynów, co doprowadziło do
odwodnienia organizmu. Zalecono kroplówkę lekko nawadniającą organizm. Chwilowo
wrócił apetyt (jeden posiłek). Podczas kilku
moich wizyt u pani Katarzynki stwierdziłem, że czuła się lepiej, miałem
nadzieję na jej wyzdrowienie. Lecz w godzinach nocnych stan zdrowia pani
Katarzynki stawał się bardzo ciężki. W wyniku badań stwierdziłem początkowo
znacznego stopnia zaburzenia. Jednak ogólny stan zdrowia uległ systematycznemu
pogorszeniu pomimo stosowania leczenia zalecanego przez panią doktor z
Katowic. Pani Katarzynka Szymon zmarła w niedzielę 24 sierpnia 1986 roku, kiedy
pełniłem dyżur lekarski w swoim zakładzie, nie pożegnawszy się z Katarzynką Z głębokim
wzruszeniem muszę wyjaśnić, że pożegnanie to nastąpiło w chwili śmierci pani
Katarzynki Szymon, kiedy to nie wiedząc o jej śmierci doznałem w pełni
świadomości odczucia wielkiej, trudnej do opisania jasności otoczenia mojej
osoby jak również słyszałem wyraźnie kroki człowieka. Stało się to na słabo
oświetlonym korytarzu w mojej pracy (w czasie dyżuru). Pomimo, że nie widziałem
żadnej osoby byłem zadziwiająco spokojny, nie odczuwałem lęku. Niniejszym
chciałbym oświadczyć, że pani Katarzynka Szymon w moim odczuciu była osobą
świętą, pogłębiającą wiarę katolicką wśród ludzi, nawracającą osoby
niewierzące, była stygmatyczką. Jako lekarz
medycyny stwierdzam, że rany Katarzynki Szymon umiejscowione zgodnie z ranami
ukochanego naszego Pana Jezusa Chrystusa były prawdziwe jako stygmaty.
Samoistne, wynikające z istnienia głębokiej wiary jaką posiadała Katarzynka
Szymon. Rany - stygmaty jej były nagrodą za jej
niespotykane u innych ludzi bardzo ciężkie życie począwszy od wieku czterech
lat, aż do ostatniej godziny swojego życia. Życie jej było
przepełnione wielkimi cierpieniami zarówno fizycznymi jak i duchowymi. To
wspaniałe cierpiące życie a jednocześnie pełne sukcesu życie w postaciach
nawróceń do głębokiej wiary niewierzących, wiele uzdrowień na duchu i ciele,
którego sam osobiście doznałem, a także wspaniała obrona wiary katolickiej i
duchownych i budowy nowych kościołów, a przede wszystkim we Frydku. Katarzynka
Szymon potrafiła u zagubionych wiernych wrócić głęboką wiarę w Boga i szanować
sług Bożych. Katarzynka była osobą o wielkiej niespotykanej mądrości i skromności.
W jej obecności odczuwało się spokój i natchnienie do gorącej modlitwy,
ukochania Trójcy Przenajświętszej, Matki Bożej i Wszystkich Świętych.
Podkreślała, że jest prostaczką, co było jej wielką skromnością. Potrafiła
ocenić osobę w jej obecności i na odległość nawet wielu dziesiątków kilometrów.
Odbywała duchowe wędrówki do różnych miejsc i opisując je z dokładnością.
Umysł Katarzynki był czysty, usystematyzowany, biegły i przejrzysty. Wypowiedzi
wspaniałe, trafne, rzeczowe, pełne mądrości. Bezgraniczna cierpliwość dla osób
cierpiących i udzielając im także pomocy wszelakiej. Nie tylko rany
były jej cierpieniem, ale także inne cierpienia, które przeżywała na skutek
grzechów ludzi, były bardzo ciężkie, a często groźne dla jej życia (m.in. dot.
matek, które zabijały nie narodzone dzieci, lekarzy wykonujących te zabiegi,
grzechów kobiet, mężczyzn i niektórych osób duchownych itp.). Wspaniałe
ekstazy - czyż można porównać znaczącą mądrość duchową z mądrością człowieka.
Wielkość czasu jej życia to wielkość niewielu żyjących na tej ziemi. To
wielkie bogactwo życia tak ubogiej istoty jaką była Katarzynka Szymon stanowi
wzór dla człowieka tej ziemi. Powinno ono stanowić podstawę, charakteru życia
ludzkiego każdego z nas. Od początków
swojego życia doznawała upokorzeń, poniżenia, zniewag, obelg i oszczerstw od
wielu ludzi, a także niektórych dostojników Kościoła. A prawda zawsze
zwycięża. Cierpienia pani Katarzynki Szymon objawiające się na opis
różnych chorób były zgodne z popełnianymi grzechami ciężkimi jak i lekkimi.
Kiedyś przyszedłem do pani Katarzynki zawiesić święty obraz na ścianie w jej
pokoju w Kostuchnie. Gdy wszedłem do pokoju w pierwszym momencie zauważyłem
jak z jej rany na ręce wytrysnęła fontanna krwi mniej więcej na wysokość około
5- Poszkodowany był czterokrotnie reanimowany - przywracany do
życia. Zapadła decyzja przewiezienia pacjenta na neurochirurgię do szpitala górniczego
w Jastrzębiu helikopterem sanitarnym. Wtedy prosiłem Matkę Bożą i Katarzynkę
modląc się, aby biedny poszkodowany wyzdrowiał zanim dojedzie do szpitala bez
względu na moją opiekę lekarską. Jak się później dowiedziałem - po zbadaniu
tegoż pacjenta przez zespól dyżurujących lekarzy neurochirurgów w Jastrzębiu
stwierdzili, że poszkodowany jest zdrowy i nie stwierdza się żadnych objawów
urazu. Górnik był zdrowy - opinia moja ucierpiała dość dziwnie. Natomiast
zespół lekarzy karetki reanimacyjnej potwierdzili ciężki stan chorego i
właśnie oni to czterokrotnie ratowali poszkodowanego od śmierci. Między innymi
tak szybkie cofnięcie się wylewu krwi do mózgu jest niemożliwe, biorąc pod
uwagę również ogólny stan chorego. Uznaję to jako nadzwyczajne wydarzenie
związane z pomocą Bożą - Matki Bożej, a także naszej Katarzynki. Bardzo często
podczas wspólnej modlitwy w obecności Katarzynki można było wyczuć zapach
różany trudno mi określić jego delikatność. Zapach ten kilkakrotnie odczułem w
sytuacjach kiedy uważałem, że pani Katarzynka pomaga mi w trudnej sytuacji i
jest obecna duchowo. 2. LEKARZ
WOJCIECHOWSKI WŁODZIMIERZ – ul. Balladyny 24
Golków k. Kalisza Pierwszy raz
odwiedziłem polską stygmatyczkę Katarzynę Szymon w maju 1985 roku. Wrażenie
moje, jak ją zobaczyłem było takie, że nie wiedziałem jak się zachować, byłem
onieśmielony i stremowany. Z jednej strony miałem świadomość, że są to żywe
rany Jezusa Chrystusa, a z drugiej strony fakt tak wielkiego wybrania przez
Boga tej drobnej prostej osoby, jaką była Katarzyna Szymon. Obecność ran
stygmatycznych, które jak później się dowiedziałem sprawiały jej niesamowity
ból, kontrastowała z jej pogodnym uśmiechem i tylko chwilami malował się na
jej obliczu wyraz cierpienia. Od czasu pierwszej wizyty odwiedziłem Katarzynę
Szymon osiemnaście razy, byłem świadkiem kilku ekstaz, w czasie których mówił
do zebranych pielgrzymów Pan Jezus, Matka Boża oraz święci. Jeden raz byłem
świadkiem krwawienia stygmatów. Śmiało mogę
powiedzieć, że Bóg przez osobę Katarzyny Szymon bardzo silnie umocnił mnie
duchowo. W okresie kiedy
odwiedziłem Katarzynę przechodziłem silny kryzys osobisty i rodzinny i za
każdym razem kiedy ją odwiedzałem jako pielgrzym czułem się tak umocniony jak
po zakończeniu pierwszej pielgrzymki do Częstochowy. Całując ręce Katarzyny
Szymon naznaczone stygmatami uważałem, żeby nie sprawić jej dodatkowego bólu
mimowolnie podrażniając rany, w tym czasie odczuwałem delikatny zapach fiołków
rozchodzący się ze stygmatów. Za każdym razem naszych odwiedzin Katarzyna
udzielała nam błogosławieństwa na drogę, błogosławiła też sakramentalia, które
mieliśmy ze sobą. Będąc blisko osoby Katarzyny Szymon osobiście odczuwałem
promieniującą od niej świętość oraz odczucie czytania w moich myślach. To
wszystko potęgowało moje onieśmielenie. Ekstazy występowały zawsze po
dłuższych modlitwach, w czasie których uczestniczyła Katarzyna. W czasie
odwiedzin wiele dramatycznych epizodów z jej życia dowiedziałem się od osoby
opiekującej się Katarzyną - pani Marty Godziek. Wyznam szczerze, że Katarzyna
Szymon - polska stygmatyczka wywarła w mojej pamięci niezatarty ślad oraz
raduję się tą myślą, że za Łaską Bożą mogłem ją poznać.
ŚWIADECTWO
DZIENNIKARZA 3. RODZIEWICZ
BOHDAN - Dziennikarz Rodzinnego Tygodnika Katolików „ZORZA" nr 17/1403 - 1984 rok Katarzyna Szymon
jest średniego wzrostu. Siwe, gładko zaczesane włosy, zebrane są z tyłu głowy w
węzeł. Wysokie czoło, nieruchomy „niewidzący" wzrok, tylko przez chwilę
spoczywa na rozmówcy, później ucieka poza niego w przestrzeń. Odwiedzam ją w
środę 29 marca 1984 roku o godzinie 1150. Rozmowa trwa trzy i pół
godziny. Pani Szymon jest zmęczona, mówi z
trudem, powoli. Miała ciężki dzień. Od 530 do 830
podobnie jak w każdą środę i w każdy piątek tygodnia odkryło się i zaczęło
krwawić jej 5 ran: na rękach, boku i nogach. Krwawienie owych ran (nie gojących
się i nie ulegających zakażeniu) towarzyszą cierpienia i „mistyczne"
przeżycia, których treść znana jest tylko jej samej i o których mówi niewiele i
niechętnie. Odpocząwszy nieco, pozwala mi obejrzeć swoje rany. Oglądam je długo
i uważnie. Początkowo pełen sceptyzmu, później przepełniającego mnie zdziwienia
wobec tego niezwykłego zjawiska. Przyglądając się na przykład ranom na nodze
stwierdziłem z całą pewnością ślady świeżo skrzepniętej krwi i to zarówno na
wierzchu jak i pod stopą. Podobnie zresztą jak i z obu stron rąk. Wokół warstwy
świeżo zakrzepniętej krwi nie dostrzegłem najmniejszych śladów zadrapań,
pocierania czy mechanicznych uszkodzeń. Warstwa zakrzepniętej krwi jest
kilkumilimetrowej grubości. Nie tworzy ona jakiejś zaschniętej powierzchni, ale
przypomina raczej żywą ranę, z której stale wydobywa się pewna ilość krwi. Zdaję
sobie sprawę, że moje obserwacje nie mają nic z medycznej precyzji opisu - ale
z drugiej strony - są świadectwem naocznego świadka. Pochodzę z okolic Pszczyny - mówi
- ze wsi Studzienice. Matka umarła, gdy miałam rok. Było nas 6 rodzeństwa.
Ojciec, nałogowy alkoholik, ożenił się powtórnie i z macochą miał 2 kolejnych
dzieci. Dzieciństwo miałam ciężkie, niewyobrażalnie trudne ... Spałam w
stajni, na cegłach. Od najmłodszych lat pracowałam jako najemnica u obcych mi
ludzi. Miałam zawsze skłonności do samotności, ciszy, modlitwy. Ileż to ja godzin przemodliłam się pod swoim
wiejskim krzyżem, błagając Matkę Bożą i Pana Jezusa o to, by odmienił ojca. I
udało mi się to, prośby moje zostały wysłuchane i ojciec przestał pić.
Nawrócił się, a pod koniec życia wstąpił do III Zakonu św. Franciszka. Żyłam i
pracowałam jak normalna kobieta, ale gdzieś na 13 lat przed wybuchem II wojny
światowej zaczęłam cierpieć z powodu coraz mocniejszych bólów w 5 miejscach
ciała: na rękach, nogach, w boku. Ale nie gojące się rany otworzyły mi się
dopiero w 1946 roku. Przez wiele lat ten fakt udawało mi się ukryć. Aby ludzie
nic nie zauważyli nosiłam długie spódnice i rękawiczki... Pani Marta
Figura, 72-letnia mieszkanka wsi Kosztowy koło Mysłowic, którą poznaję u Katarzyny
Szymon, dodaje: znam Katarzynę od ponad 10 lat. Wiele jej, a właściwie jej
modlitwom zawdzięczam. My natomiast -
mówią państwo Kleszczykowie spod Oławy - kilkakrotnie byliśmy świadkami ekstaz
Katarzyny. Wyglądała wtedy jak nieobecna, jak martwa nawet. Innym razem byliśmy
świadkami jej cierpień fizycznych. Rozmawiając z
nimi później podkreślała zawsze konieczność pokuty, modlitwy, odmawiania
tajemnic różańca świętego. Pani Marta
Godziek, która od trzech lat opiekuje się na co dzień Katarzyną Szymon, w
uzupełnieniu podaje: od pewnego czasu Katarzynie poza pięcioma krwawiącymi
okresowo miejscami, doszło jeszcze krwawienie ze skroni i z oczu. Czasami
bywają one bardzo silne. Jedną z takich chwil utrwalił nawet na zdjęciu ks.
Zbigniew Jankowski spod Wrocławia, który od lat regularnie odwiedza Katarzynę i
bardzo się interesuje fenomenem jej przeżyć i stygmatów. Od pewnego czasu
opiekunem duchowym Katarzyny Szymon jest młody miejscowy kapłan ks. Michał
Kałuża. Komunikuję Katarzynę dwukrotnie w ciągu tygodnia - mówi - w niedzielę
zaś widzę ją w naszym kościele podczas Mszy świętej. Z innych
odbytych rozmów, dowiaduję się nadto, że Katarzyna była poddawana badaniom i
obserwacjom lekarskim. Choć nie należy spodziewać się opublikowania w tej
sprawie jakiegoś oficjalnego komunikatu, to jednak istnienie tych badań daje wiele do myślenia.
Sama Katarzyna Szymon na zakończenie mojej długiej wizyty w jej przepełnionym
kwiatami pokoju mówi, że jej misją jest cierpienie, modlenie się i pomaganie
innym w dochodzeniu do Chrystusa. Żyję z renty - dodaje - nie przyjmuję żadnych
ofiar. Nie umiem - niestety - ani pisać, ani czytać. Nie oglądam telewizji,
nie słucham radia. Rozmawiam z ludźmi, modlę się za nich. Kiedy niedawno jeden
z zakonników ze Stoczka Warmińskiego powiedział mi, że nawróciłam więcej ludzi
w ciągu roku, niż on przez całe swoje życie, odpowiedziałam mu: że tego to ja
nie dokonałam ... W duchu zaś pomyślałam sobie: teraz na starość, gdy mimo mych
wysiłków nie udało mi się zachować w tajemnicy mych cierpień, to odwiedzają
mnie tłumy ludzi, ale były lata, gdy nie mogłam gdzie nawet głowy złożyć... Nad
tapczanem, gdzie odpoczywała Katarzyna Szymon, wisi misternej roboty tkacki
portret Ojca Pio - dar jednego z mieszkańców Żywca, który w ten sposób wyraził
podziękowanie za dar uzdrowienia. Takich ludzi,
którzy przyjeżdżają tu o pomoc, po modlitwę, są dziesiątki i setki każdego
dnia. Wszystkim chcę pomóc - mówi Katarzyna Szymon - choć wszyscy oni bardzo
mnie męczą, a jeszcze wieczorem, o siedemnastej czeka mnie kolejna wizyta
lekarzy ... Ci, którzy mają
bliżej od lat, na co dzień Katarzynę Szymon twierdzą, że w swych
„ekstatycznych" przeżyciach potrafi łączyć się duchowo z wieloma osobami.
Sama mówi o tym niechętnie, z ociąganiem. Czasami widzę rzeczy i fakty niewyobrażalne
- powiedziała któregoś dnia. Wiedziałam na przykład kiedy umrze Papież Paweł VI
... Wiedziałam, że spotkam się z jednym z jego następców. Do spotkania
Papieża Jana Pawła II z Katarzyną Szymon doszło 20 czerwca 1983 roku w
katowickiej Katedrze Chrystusa Króla podczas audiencji dla inwalidów pracy,
głuchoniemych, chorych i cierpiących. Po wygłoszonej z tej okazji krótkiej
modlitwie Jan Paweł II powiedział: „Przyjmijcie również moją prośbę o
modlitwę, bo zawsze z największym zaufaniem i z największą nadzieją zwracam
się o modlitwy do ludzi cierpiących. Bo przez nich Bóg zwycięża”. Myślę, że w tym
wezwaniu do modlitwy Jan Paweł II znalazł w Katarzynie Szymon wierną wśród
cierpiących wykonawczynię. | |||||||||||||||||||||||||