POLSKA  STYGMATYCZKA  KATARZYNA  SZYMON

 

  flower08.jpg

AKTUALNOŚCI

POBIERZ BEZPŁATNIE FILM

OBEJRZYJ FILM

Powrót do strony głównej   

ARCHIWUM  ZDJĘĆ   

MODLITEWNIK

 Kontakt -  katarzynaszymon@wp.pl 

Orędzia dla całego świata 

STENOGRAM FILMU   

KIM BYŁA KATARZYNA?  

DZIECIŃSTWO 

NIEZWYKŁE SPOTKANIE  

BŁOGOSŁAWIONA ŚMIERĆ 

Listy i podziękowania    

STYGMATY   

DAR OTRZYMYWANIA KOMUNII ŚWIĘTEJ Z NIEBA 

Książka o Katarzynie Szymon   

Wybrane ekstazy 

Świadectwa i diagnozy lekarzy 

Świadectwa innych osób 

Świadectwa lekarskie o cudownym uleczeniu 

Świadectwa kapłanów 

Świadectwa opiekunów 

  Podsumowanie – refleksje końcowe  

Świadectwa i diagnozy lekarzy 

img1.gif

 

Dom Marty Godziek był domem otwartym dla tych których pragnęli spotkać się z Katarzynką. Często przychodziła tu Basia - studentka medycyny - dzisiaj już lekarka 

 

Katarzynę Szymon spotkałam po raz pierwszy w 1982 roku, gdy z grupą studentów, z duszpasterstwa akademickiego, przyszliśmy tutaj, ponieważ dowiedzieliśmy się o niezwykłym zjawisku - o stygmatach.

Była to kobieta bardzo prosta, ale bardzo inteligentna. W kilku prostych słowach potrafiła trafić w sedno sprawy.

Jej stygmaty, które miała na rękach wyglądały w sposób następujący: były to duże rany, które w szczelinach krwawiły. Od jej ran, falami, unosił się zapach. Był to zapach kwiatów.

W czasie ekstaz przemawiał przez jej usta do nas Pan Jezus oraz Matka Przenajświętsza, ucząc nas i wskazując na godność człowieka.  Na przykład : do nas studentów medycyny zwróciła się Matka Boża mówiąc, że chore dziecko czy chorego człowieka mamy traktować tak, jak samego Pana Jezusa. Było to dla nas bardzo budujące. Przychodziliśmy tutaj i śpiewaliśmy.

Katarzyna była osobą wesołą, pogodną. Była pełna miłości Boga i bliźniego. Była to dla nas wspaniała szkoła życia 

 

Świadectwo to można obejrzeć na filmie -  http://gloria.tv/?media=57810

img3.gif

 

Stygmaty pięciu ran Pana Jezusa Katarzyna Szymon otrzymała 8 marca 1946 roku, w pierwszy piątek Wielkiego Postu. Z początku były to małe rany i Katarzynie udało się je ukrywać. Z biegiem lat stawały się jednak coraz większe i coraz obficiej krwawiły.

 

 

Mówi lekarz medycyny Włodzimierz Wojciechowski:

Katarzynę Szymon poznałem jesienią 1984 roku. Jako lekarz mogę wypowiedzieć się na temat jej stygmatów.

Muszę więc powiedzieć, że pierwszy raz w życiu widziałem ten fenomen stygmatów. Były to okrągłe płaskie skrzepy po obu stronach dłoni i stóp o średnicy ok. 3 cm  . Skóra wokół tych skrzepów była pobrużdżona, pofałdowana. Z opowiadań wiem, że na różny sposób badano te stygmaty. Między innymi zdejmowano te skrzepy i ukazywała się wtedy taka powierzchnia świeżych blizn. Również raz byłem świadkiem krwawienia tych stygmatów.

Wyglądało to w ten sposób, że na obrzeżu tych skrzepów pojawiła się obwódka taka surowiczo – krwista, taka rozpływająca się promieniście tak jak by wypływała z pod tych właśnie skrzepów. Pachniało to wtedy takimi fiołkami albo różami. 

 

Gdyby były fałszowane -  to znaczy nakłuwane igiełkami, albo jakimś nożykiem -  to zostały by po śmierci.

Cały czas to widziałem. A tu w tym wypadku - już dwie godziny po śmierci, a potem w cztery dni po śmierci rany goiły się. To znaczy tak, jakby te skrzepy ulegały sublimacji, to znaczy wyparowywaniu. Skóra się wygładzała i można stwierdzić, że w momencie, kiedy Katarzynka była już chowana, były już tylko ślady tych skrzepów (jest to widoczne na zdjęciu).

 

Świadectwo to można obejrzeć na filmie -  http://gloria.tv/?media=57810

 

Katarzyna Szymon umarła 24. sierpnia 1986 roku.

Z chwilą śmierci stygmaty, które przez ponad 40 lat nosiła, zaczęły się w cudowny sposób goić, potwierdzając w ten sposób, ich nadprzyrodzony charakter.

ŚWIADECTWA I DIAGNOZY LEKARZY

1. LEKARZ MED. SZYMCZYK CZESŁAW - Katowice

W dniu 6 lutego 1982 roku w czasie kolejnych odwiedzin u pani Katarzynki stwierdziłem, że jest chora. Skarżyła się na bóle głowy, gardła połączone z chrypką, bóle lędźwiowe, w czasie oddawania mo­czu odczuwała silny ból i pieczenie. Temperatura 39°C. Badania fizyk. stwierdziłem: chora przytomna, znacznie osłabiona, twarz cierpiąca, zaczerwieniona. Czaszka na opuk bolesna, źrenice równe, okrągłe, le­niwie reagujące na światło. Gardło silnie zaczerwienione - zapalenie, śluzówka jamy ustnej zaczerwieniona ze śladami krwi żywoczerwonej pochodzącej prawdopodobnie z krwawiącej rany widocznej na ję­zyku. Rana była w kształcie litery „V" - dość głęboka. Język silnie zaczerwieniony zapalnie. Osłuchowo nad polami płucnymi szmer pę­cherzykowy, wypuk jawny. Akcja serca miarowa, tony głuche, ciche. Granice serca poszerzone, ciśnienie tętnicze krwi 165/90 mm Hg. Brzuch miękki nieco wzdęty. Wątroba wystająca spod łuku żebrowe­go na dwa palce, twarda o brzegu zaokrąglonym. Przy badaniu palpacyjnym wątroba nieznacznie bolesna. Okolica lędźwiowa nerek - na wstrząśnienie bolesna. Kończyny dolne obrzękłe, w okolicy kostek obrzęk ciskowaty. Stwierdzam także rozległe rany pokryte skrzepłą krwią - na brzegach krew żywoczerwona. skóra wokół ran była nie­znacznie obrzękła. Rany były widoczne na powierzchni grzbietowej rąk i stóp oraz po stronie dłoniowej rąk i podeszwowej nóg. Rany te sprawiały wrażenie jak gdyby stanowiły skutek przebicia rąk i stóp na wylot. Ponadto stwierdziłem ranę na przedniej powierzchni dolnych żeber po stronie prawej w linii obojczykowej i pachowej przedniej. Stwierdziłem także rany drobniejsze i liczne linijne ułożone na pogra­niczu skóry owłosionej głowy i czoła.

W związku ze stwierdzeniem stanu zapalnego gardła, krtani, strun głosowych, języka, kłębuszków nerkowych, pęcherza moczowego -zleciłem chorej zażywanie antybiotyków, początkowo ampicyliny, a następnie wibramycyny oraz w większości leków ziołowych posiada­nych w apteczce domowej chorej. Następnie w małej dawce zastosowałem leki odwadniające, nasercowe. W tym czasie chora Katarzynka nie wyraziła zgody na wykonanie badań dodatkowych. W ciągu trzech tygodni występowały okresy poprawy ogólnego stanu zdrowia, ale tylko chwilowe.

W dniu 27 lutego 1982 roku około godziny 12-tej zostałem zawia­domiony, że pani Katarzyna Szymon straciła przytomność. Na miej­scu stwierdziłem utratę przytomności chorej Katarzynki. Akcja serca i oddech były. W trakcie badania chora odzyskała przytomność skar­żąc się na silne bóle brzucha. Utratę przytomności kojarzyła z wystą­pieniem bardzo silnego bólu w okolicy pępkowej po stronie lewej z wyczuwalnym ruchem nagle narastającego guza. Ponadto skarżyła się na znacznego stopnia duszności, bóle za mostkiem, dreszcze, wymio­ty, osłabienie, silne tępe bóle w okolicy lędźwiowej oraz bóle przy od­dawaniu moczu.

Postanowiłem po ustaleniu wstępnego rozpoznania wezwać Pogotowie Ratunkowe i przewieźć chorą do szpitala dyżurnego. Stan chorej był bardzo ciężki. Pani Katarzynka w pełni świadomości w obecności swojej opiekunki pani Marty odmówiła przewiezienia do szpitala, a nawet wezwania Pogotowia Ratunkowego. Twierdziła, że wszelkie badania i zabiegi spowodują jej pewną śmierć. Na prośbę chorej i w beznadziejnej sytuacji zastosowałem najprostsze i dostępne leczenie natychmiastowo. Pacjentka otrzymała zastrzyki domięśniowe z Polbicyliny raz dziennie po 1600000 jednostek przez 10 dni oraz leki nasercowe, krążeniowe w dużej ilości zioła na zapalenie nerek, gardła, przewodu pokarmowego. We wstępnym rozpoznaniu ustaliłem ostre odoskrzelowe zapalenie płuc obustronne, ostre zapalenie górnych dróg oddechowych, skręt jelit - ostry brzuch kwalifikujący się do na­tychmiastowej interwencji chirurgicznej, ostre zapalenie kłębuszków nerkowych, pęcherza moczowego, ostre bakteryjne zapalenie wątroby - wątroba zastoinowa -niewydolność krążenia. Ponadto podejrzewa­łem stan niedokrwienia mięśnia sercowego. Zwiększony stan zapal­ny posiadanych ran wcześniej opisanych. Rokowanie było bardzo złe. Temperatura ciała dochodziła do 42°C. Osłuchowo nad polami płuc­nymi stwierdziłem liczne świsty, furczenie i rzężenie, oddech przyspieszony (szybki) płytki, wypuk miejscami bębenkowy. Akcja serca przyśpieszona do ponad 100 na minutę, tony ciche, głuche, miarowe. Granice serca poszerzone. Brzuch znacznie wzdęty - wysklepiony po­nad poziom klatki piersiowej, twardy, tkliwy nad całą powierzchnią. Po lewej stronie brzucha podpalcyjnie stwierdziłem powierzchnię nie­równą, guzkowatą, tkliwą i twardą. W okolicy pępkowej lewej tkliwy większy guz twardy. Nad prawym talerzem biodrowym powierzchnia brzucha twarda, gładka, tkliwa, odpowiadająca powiększonej wątro­bie. Ponadto stwierdziłem objawy stanu zapalnego innych narządów opisanych wcześniej. Bardzo ciężki stan chorej w tym dniu wyma­gał bezwzględnej hospitalizacji i leczenia specjalistycznego. Wobec stwierdzenia chorej, że chce umrzeć w domu i pragnie umrzeć po­stanowiłem zastosować intensywne leczenie, które nie mogło dać tak raptownego, nagłego wyzdrowienia jakie nastąpiło w dniu 6 marca 1982 roku o godz. 11 30. Objawy i leczenie konsultowałem z lekarzem chirurgiem z panem dr. Frankiem moim współpracownikiem w przy­chodni zakładowej kopalni „Wujek" w Brynowie. Nagłego ustąpienia objawów ze strony układu oddechowego, układu krążenia, układu mo­czowego oraz ustąpienia zmian chorobowych toczących się w jamie brzusznej nie potrafię wyjaśnić. Podobnie stwierdziła pielęgniarka dy­plomowana wykonująca zastrzyki. Po przebadaniu pani Katarzyny Szymon nie stwierdziłem zmian chorobowych. Dotychczas występu­jące objawy chorobowe całkowicie ustąpiły, co mogę i potwierdzam jako nadzwyczajne wydarzenie.

Po powrocie w dniu 10 sierpnia 1986 roku pani Katarzynki Szymon z Sanktuarium w Licheniu stwierdziłem, że zaczęła chorować - wy­stąpiło zwykłe przeziębienie - infekcja kontrolna grypo pochodna. Wystąpiły bóle w okolicy serca, nerek, bóle gardła, kaszel, bóle sta­wowe, bóle mięśniowe, bóle głowy. Chora pani Katarzynka zażywa­ła Biseptol i witaminy. Skarżyła się także na brak apetytu. Z każdym dniem coraz mniej spożywała posiłków. Stawała się coraz bardziej osłabiona. Pod koniec tygodnia trwania choroby, wystąpiły nasilone bóle w stawach kończyn górnych i dolnych, które po leczeniu częścio­wo ustąpiły. Jednak obrzęk i tkliwość połączone z ciągłym bólem w stawie skokowym prawym utrzymywał się. Zaleciłem badania dodat­kowe. W leczeniu, jak dawniej zastosowałem kolchiuprę. Po pierwszej tabletce bóle zmniejszyły się a nawet ustąpiły. Jednocześnie wystąpiła biegunka i wymioty, które po kolejnej trzeciej tabletce nasiliły się. Po odstawieniu tych tabletek zastosowano leczenie przeciw biegunkowe i przeciw wymiotne. Falowe dolegliwości ze strony serca, nerek, żołąd­ka utrzymywały się mimo zastosowanego leczenia. Osłabienie orga­nizmu pogłębiło się. Nadal pani Katarzynka nie przyjmowała pokar­mów, a nawet płynów, co doprowadziło do odwodnienia organizmu. Zalecono kroplówkę lekko nawadniającą organizm. Chwilowo wrócił apetyt (jeden posiłek).

Podczas kilku moich wizyt u pani Katarzynki stwierdziłem, że czu­ła się lepiej, miałem nadzieję na jej wyzdrowienie. Lecz w godzinach nocnych stan zdrowia pani Katarzynki stawał się bardzo ciężki. W wy­niku badań stwierdziłem początkowo znacznego stopnia zaburzenia. Jednak ogólny stan zdrowia uległ systematycznemu pogorszeniu po­mimo stosowania leczenia zalecanego przez panią doktor z Katowic. Pani Katarzynka Szymon zmarła w niedzielę 24 sierpnia 1986 roku, kiedy pełniłem dyżur lekarski w swoim zakładzie, nie poże­gnawszy się z Katarzynką

Z głębokim wzruszeniem muszę wyjaśnić, że pożegnanie to nastą­piło w chwili śmierci pani Katarzynki Szymon, kiedy to nie wiedząc o jej śmierci doznałem w pełni świadomości odczucia wielkiej, trudnej do opisania jasności otoczenia mojej osoby jak również słyszałem wy­raźnie kroki człowieka. Stało się to na słabo oświetlonym korytarzu w mojej pracy (w czasie dyżuru). Pomimo, że nie widziałem żadnej oso­by byłem zadziwiająco spokojny, nie odczuwałem lęku.

Niniejszym chciałbym oświadczyć, że pani Katarzynka Szymon w moim odczuciu była osobą świętą, pogłębiającą wiarę katolicką wśród ludzi, nawracającą osoby niewierzące, była stygmatyczką.

Jako lekarz medycyny stwierdzam, że rany Katarzynki Szymon umiejscowione zgodnie z ranami ukochanego naszego Pana Jezusa Chrystusa były prawdziwe jako stygmaty. Samoistne, wynikające z istnienia głębokiej wiary jaką posiadała Katarzynka Szymon. Rany  - stygmaty jej były nagrodą za jej niespotykane u innych ludzi bardzo ciężkie życie począwszy od wieku czterech lat, aż do ostatniej godzi­ny swojego życia.

Życie jej było przepełnione wielkimi cierpieniami zarówno fizycz­nymi jak i duchowymi. To wspaniałe cierpiące życie a jednocześnie pełne sukcesu życie w postaciach nawróceń do głębokiej wiary nie­wierzących, wiele uzdrowień na duchu i ciele, którego sam osobiście doznałem, a także wspaniała obrona wiary katolickiej i duchownych i budowy nowych kościołów, a przede wszystkim we Frydku.

Katarzynka Szymon potrafiła u zagubionych wiernych wrócić głę­boką wiarę w Boga i szanować sług Bożych. Katarzynka była osobą o wielkiej niespotykanej mądrości i skromności. W jej obecności odczu­wało się spokój i natchnienie do gorącej modlitwy, ukochania Trójcy Przenajświętszej, Matki Bożej i Wszystkich Świętych. Podkreślała, że jest prostaczką, co było jej wielką skromnością. Potrafiła ocenić osobę w jej obecności i na odległość nawet wielu dziesiątków kilometrów. Odbywała duchowe wędrówki do różnych miejsc i opisując je z do­kładnością. Umysł Katarzynki był czysty, usystematyzowany, biegły i przejrzysty. Wypowiedzi wspaniałe, trafne, rzeczowe, pełne mądro­ści. Bezgraniczna cierpliwość dla osób cierpiących i udzielając im tak­że pomocy wszelakiej.

Nie tylko rany były jej cierpieniem, ale także inne cierpienia, któ­re przeżywała na skutek grzechów ludzi, były bardzo ciężkie, a czę­sto groźne dla jej życia (m.in. dot. matek, które zabijały nie narodzo­ne dzieci, lekarzy wykonujących te zabiegi, grzechów kobiet, męż­czyzn i niektórych osób duchownych itp.). Wspaniałe ekstazy - czyż można porównać znaczącą mądrość duchową z mądrością człowie­ka. Wielkość czasu jej życia to wielkość niewielu żyjących na tej zie­mi. To wielkie bogactwo życia tak ubogiej istoty jaką była Katarzynka Szymon stanowi wzór dla człowieka tej ziemi. Powinno ono stanowić podstawę, charakteru życia ludzkiego każdego z nas.

Od początków swojego życia doznawała upokorzeń, poniżenia, zniewag, obelg i oszczerstw od wielu ludzi, a także niektórych dostoj­ników Kościoła. A prawda zawsze zwycięża. Cierpienia pani Katarzynki Szymon objawiające się na opis różnych chorób były zgodne z popełnianymi grzechami ciężkimi jak i lekki­mi. Kiedyś przyszedłem do pani Katarzynki zawiesić święty obraz na ścianie w jej pokoju w Kostuchnie. Gdy wszedłem do pokoju w pierw­szym momencie zauważyłem jak z jej rany na ręce wytrysnęła fontan­na krwi mniej więcej na wysokość około 5-6 cm. Pani Katarzynka bar­dzo często uprzedzała moje myśli. Mogę stwierdzić, że znała moje my­śli, trudności i zatroskania. Była dla mnie jak matka. Swoje żale i proś­by przedkładałem jej myślami. Potwierdzała to zawsze słowem lub ge­stem. Nie musiałem mówić jej o swoich cierpieniach. Inne zdarzenie, to pewnego razu na dyżurze zdarzył się ciężki wy­padek - uraz głowy z objawami wylewu do mózgu. Poszkodowanego górnika nie znałem. Ratowanie zacząłem pod ziemią. Wezwałem ka­retkę pogotowia reanimacyjną i prosiłem Matkę Bożą i Katarzynkę o pomoc dla tego górnika.

Poszkodowany był czterokrotnie reanimowany - przywracany do życia. Zapadła decyzja przewiezienia pacjenta na neurochirurgię do szpitala górniczego w Jastrzębiu helikopterem sanitarnym. Wtedy prosiłem Matkę Bożą i Katarzynkę modląc się, aby biedny poszko­dowany wyzdrowiał zanim dojedzie do szpitala bez względu na moją opiekę lekarską. Jak się później dowiedziałem - po zbadaniu tegoż pa­cjenta przez zespól dyżurujących lekarzy neurochirurgów w Jastrzębiu stwierdzili, że poszkodowany jest zdrowy i nie stwierdza się żadnych objawów urazu. Górnik był zdrowy - opinia moja ucierpiała dość dziwnie. Natomiast zespół lekarzy karetki reanimacyjnej potwierdzi­li ciężki stan chorego i właśnie oni to czterokrotnie ratowali poszko­dowanego od śmierci. Między innymi tak szybkie cofnięcie się wyle­wu krwi do mózgu jest niemożliwe, biorąc pod uwagę również ogól­ny stan chorego. Uznaję to jako nadzwyczajne wydarzenie związane z pomocą Bożą - Matki Bożej, a także naszej Katarzynki.

Bardzo często podczas wspólnej modlitwy w obecności Katarzynki można było wyczuć zapach różany trudno mi określić jego delikat­ność. Zapach ten kilkakrotnie odczułem w sytuacjach kiedy uważa­łem, że pani Katarzynka pomaga mi w trudnej sytuacji i jest obecna duchowo.

 

2. LEKARZ WOJCIECHOWSKI WŁODZIMIERZ –

ul. Balladyny 24 Golków k. Kalisza

Pierwszy raz odwiedziłem polską stygmatyczkę Katarzynę Szymon w maju 1985 roku. Wrażenie moje, jak ją zobaczyłem było takie, że nie wiedziałem jak się zachować, byłem onieśmielony i stremowa­ny. Z jednej strony miałem świadomość, że są to żywe rany Jezusa Chrystusa, a z drugiej strony fakt tak wielkiego wybrania przez Boga tej drobnej prostej osoby, jaką była Katarzyna Szymon.

Obecność ran stygmatycznych, które jak później się dowiedziałem sprawiały jej niesamowity ból, kontrastowała z jej pogodnym uśmie­chem i tylko chwilami malował się na jej obliczu wyraz cierpienia. Od czasu pierwszej wizyty odwiedziłem Katarzynę Szymon osiemnaście razy, byłem świadkiem kilku ekstaz, w czasie których mówił do zebra­nych pielgrzymów Pan Jezus, Matka Boża oraz święci. Jeden raz by­łem świadkiem krwawienia stygmatów.

Śmiało mogę powiedzieć, że Bóg przez osobę Katarzyny Szymon bardzo silnie umocnił mnie duchowo.

W okresie kiedy odwiedziłem Katarzynę przechodziłem silny kry­zys osobisty i rodzinny i za każdym razem kiedy ją odwiedzałem jako pielgrzym czułem się tak umocniony jak po zakończeniu pierwszej pielgrzymki do Częstochowy. Całując ręce Katarzyny Szymon nazna­czone stygmatami uważałem, żeby nie sprawić jej dodatkowego bólu mimowolnie podrażniając rany, w tym czasie odczuwałem delikatny zapach fiołków rozchodzący się ze stygmatów. Za każdym razem na­szych odwiedzin Katarzyna udzielała nam błogosławieństwa na dro­gę, błogosławiła też sakramentalia, które mieliśmy ze sobą. Będąc bli­sko osoby Katarzyny Szymon osobiście odczuwałem promieniującą od niej świętość oraz odczucie czytania w moich myślach. To wszyst­ko potęgowało moje onieśmielenie. Ekstazy występowały zawsze po dłuższych modlitwach, w czasie których uczestniczyła Katarzyna. W czasie odwiedzin wiele dramatycznych epizodów z jej życia dowiedziałem się od osoby opiekującej się Katarzyną - pani Marty Godziek. Wyznam szczerze, że Katarzyna Szymon - polska stygmatyczka wywarła w mojej pamięci niezatarty ślad oraz raduję się tą my­ślą, że za Łaską Bożą mogłem ją poznać.                                                                                                       

ŚWIADECTWO DZIENNIKARZA

3. RODZIEWICZ BOHDAN - Dziennikarz Rodzinnego Tygodnika Katolików „ZORZA" nr 17/1403 - 1984 rok

Katarzyna Szymon jest średniego wzrostu. Siwe, gładko zaczesane włosy, zebrane są z tyłu głowy w węzeł. Wysokie czoło, nieruchomy „niewidzący" wzrok, tylko przez chwilę spoczywa na rozmówcy, póź­niej ucieka poza niego w przestrzeń. Odwiedzam ją w środę 29 marca 1984 roku o godzinie 1150. Rozmowa trwa trzy i pół godziny.

Pani Szymon jest zmęczona, mówi z trudem, powoli. Miała ciężki dzień. Od 530 do 830 podobnie jak w każdą środę i w każdy piątek tygo­dnia odkryło się i zaczęło krwawić jej 5 ran: na rękach, boku i nogach. Krwawienie owych ran (nie gojących się i nie ulegających zakażeniu) towarzyszą cierpienia i „mistyczne" przeżycia, których treść znana jest tylko jej samej i o których mówi niewiele i niechętnie. Odpocząwszy nieco, pozwala mi obejrzeć swoje rany. Oglądam je długo i uważnie. Początkowo pełen sceptyzmu, później przepełniającego mnie zdzi­wienia wobec tego niezwykłego zjawiska. Przyglądając się na przy­kład ranom na nodze stwierdziłem z całą pewnością ślady świeżo skrzepniętej krwi i to zarówno na wierzchu jak i pod stopą. Podobnie zresztą jak i z obu stron rąk. Wokół warstwy świeżo zakrzepniętej krwi nie dostrzegłem najmniejszych śladów zadrapań, pocierania czy mechanicznych uszkodzeń. Warstwa zakrzepniętej krwi jest kilkumilimetrowej grubości. Nie tworzy ona jakiejś zaschniętej powierzchni, ale przypomina raczej żywą ranę, z której stale wydobywa się pewna ilość krwi. Zdaję sobie sprawę, że moje obserwacje nie mają nic z me­dycznej precyzji opisu - ale z drugiej strony - są świadectwem naocz­nego świadka.

Pochodzę z okolic Pszczyny - mówi - ze wsi Studzienice. Matka umarła, gdy miałam rok. Było nas 6 rodzeństwa. Ojciec, nałogowy alkoholik, ożenił się powtórnie i z macochą miał 2 kolejnych dzie­ci. Dzieciństwo miałam ciężkie, niewyobrażalnie trudne ... Spałam w stajni, na cegłach. Od najmłodszych lat pracowałam jako najemnica u obcych mi ludzi. Miałam zawsze skłonności do samotności, ciszy, modlitwy.  Ileż to ja godzin przemodliłam się pod swoim wiej­skim krzyżem, błagając Matkę Bożą i Pana Jezusa o to, by odmienił ojca. I udało mi się to, prośby moje zostały wysłuchane i ojciec prze­stał pić. Nawrócił się, a pod koniec życia wstąpił do III Zakonu św. Franciszka. Żyłam i pracowałam jak normalna kobieta, ale gdzieś na 13 lat przed wybuchem II wojny światowej zaczęłam cierpieć z powo­du coraz mocniejszych bólów w 5 miejscach ciała: na rękach, nogach, w boku. Ale nie gojące się rany otworzyły mi się dopiero w 1946 roku. Przez wiele lat ten fakt udawało mi się ukryć. Aby ludzie nic nie zauważyli nosiłam długie spódnice i rękawiczki...

Pani Marta Figura, 72-letnia mieszkanka wsi Kosztowy koło Mysłowic, którą poznaję u Katarzyny Szymon, dodaje: znam Katarzynę od ponad 10 lat. Wiele jej, a właściwie jej modlitwom za­wdzięczam.

My natomiast - mówią państwo Kleszczykowie spod Oławy - kil­kakrotnie byliśmy świadkami ekstaz Katarzyny. Wyglądała wtedy jak nieobecna, jak martwa nawet. Innym razem byliśmy świadkami jej cierpień fizycznych.

Rozmawiając z nimi później podkreślała zawsze konieczność po­kuty, modlitwy, odmawiania tajemnic różańca świętego.

Pani Marta Godziek, która od trzech lat opiekuje się na co dzień Katarzyną Szymon, w uzupełnieniu podaje: od pewnego czasu Katarzynie poza pięcioma krwawiącymi okresowo miejscami, do­szło jeszcze krwawienie ze skroni i z oczu. Czasami bywają one bar­dzo silne. Jedną z takich chwil utrwalił nawet na zdjęciu ks. Zbigniew Jankowski spod Wrocławia, który od lat regularnie odwiedza Katarzynę i bardzo się interesuje fenomenem jej przeżyć i stygmatów.

Od pewnego czasu opiekunem duchowym Katarzyny Szymon jest młody miejscowy kapłan ks. Michał Kałuża. Komunikuję Katarzynę dwukrotnie w ciągu tygodnia - mówi - w niedzielę zaś widzę ją w na­szym kościele podczas Mszy świętej.

Z innych odbytych rozmów, dowiaduję się nadto, że Katarzyna była poddawana badaniom i obserwacjom lekarskim. Choć nie na­leży spodziewać się opublikowania w tej sprawie jakiegoś oficjalnego komunikatu, to jednak istnienie tych badań daje wiele do my­ślenia. Sama Katarzyna Szymon na zakończenie mojej długiej wizy­ty w jej przepełnionym kwiatami pokoju mówi, że jej misją jest cier­pienie, modlenie się i pomaganie innym w dochodzeniu do Chrystusa. Żyję z renty - dodaje - nie przyjmuję żadnych ofiar. Nie umiem - nie­stety - ani pisać, ani czytać. Nie oglądam telewizji, nie słucham radia. Rozmawiam z ludźmi, modlę się za nich. Kiedy niedawno jeden z za­konników ze Stoczka Warmińskiego powiedział mi, że nawróciłam więcej ludzi w ciągu roku, niż on przez całe swoje życie, odpowie­działam mu: że tego to ja nie dokonałam ... W duchu zaś pomyślałam sobie: teraz na starość, gdy mimo mych wysiłków nie udało mi się za­chować w tajemnicy mych cierpień, to odwiedzają mnie tłumy ludzi, ale były lata, gdy nie mogłam gdzie nawet głowy złożyć... Nad tap­czanem, gdzie odpoczywała Katarzyna Szymon, wisi misternej roboty tkacki portret Ojca Pio - dar jednego z mieszkańców Żywca, który w ten sposób wyraził podziękowanie za dar uzdrowienia.

Takich ludzi, którzy przyjeżdżają tu o pomoc, po modlitwę, są dzie­siątki i setki każdego dnia. Wszystkim chcę pomóc - mówi Katarzyna Szymon - choć wszyscy oni bardzo mnie męczą, a jeszcze wieczorem, o siedemnastej czeka mnie kolejna wizyta lekarzy ... Ci, którzy mają bliżej od lat, na co dzień Katarzynę Szymon twier­dzą, że w swych „ekstatycznych" przeżyciach potrafi łączyć się du­chowo z wieloma osobami. Sama mówi o tym niechętnie, z ociąga­niem. Czasami widzę rzeczy i fakty niewyobrażalne - powiedziała któregoś dnia. Wiedziałam na przykład kiedy umrze Papież Paweł VI ... Wiedziałam, że spotkam się z jednym z jego następców.

Do spotkania Papieża Jana Pawła II z Katarzyną Szymon doszło 20 czerwca 1983 roku w katowickiej Katedrze Chrystusa Króla podczas audiencji dla inwalidów pracy, głuchoniemych, chorych i cierpiących. Po wygłoszonej z tej okazji krótkiej modlitwie Jan Paweł II powie­dział: „Przyjmijcie również moją prośbę o modlitwę, bo zawsze z naj­większym zaufaniem i z największą nadzieją zwracam się o modlitwy do ludzi cierpiących. Bo przez nich Bóg zwycięża”.

Myślę, że w tym wezwaniu do modlitwy Jan Paweł II znalazł w Katarzynie Szymon wierną wśród cierpiących wykonawczynię.

   

 vcr_up_1.gif

img4.gif