|
|||||||||||||||||||||||||
|
|||||||||||||||||||||||||
Świadectwa opiekunów | |||||||||||||||||||||||||
|
Pokój, w którym cierpiała, modliła się i przyjmowała pielgrzymów od 13.11.81r. do 24.08.86r. u Pani Marty Godziek
MARTA GODZIEK:
To jest pokój w którym Katarzyna mieszkała do śmierci, przedmioty zostały wszystkie tak jak były za jej życia, łóżko też stoi jeszcze na swoim miejscu Katarzyna mieszkała tutaj, w tym domu, od roku 1981 na stałe. Tutaj przychodziło bardzo dużo ludzi: lekarzy, księży, nauczycieli, różnych kleryków, zakonnic. Do tego domu przychodzili. Udzielała im wszelkiej pomocy, porad, jak mają żyć, jak mają cierpieć
Świadectwo to można obejrzeć na filmie - http://gloria.tv/?media=57810
| ||||||||||||||||||||||||
Po Katarzynie Szymon zostało niewiele zdjęć - najwięcej z nich wykonał Edward Ożóg z Bielska-Białej
Ja zrobiłem dość dużo
zdjęć amatorskich. Oczywiście, prosiłem ją zawsze - czy pozwoli zrobić zdjęcia,
bo nie lubiła się fotografować, nie lubiła być reklamowana. Mówiła, że jest
zawsze skromną, nie dla reklamy - że po śmierci możemy dopiero te zdjęcia pokazać
- jeśli będziemy chcieli, ale nie
pragnie tego. Zawsze podkreślała, że jest skromna, że jest taka sama jak my
wszyscy, że bierze wielkie cierpienia za
nas wszystkich, oraz za te wszystkie bezeceństwa (obrzydliwości, nieczystości)
, które na świecie istnieją. Bardzo cierpiała. Wolałem do niej przychodzić
raczej w te dni kiedy pielgrzymów nie było - zazwyczaj w piątki - i zazwyczaj
kiedy te cierpienia były wielkie. Wtedy było naprawdę przykro patrzeć na te
wszystkie rany - jak krwawiła korona cierniowa na jej głowie. Można było
zauważyć jak te kropelki krwi ze skóry wychodziły, a jeszcze co gorsze - to te
krwawe łzy. Całe oczy jakby się krwią spociły. Po całych policzkach spływały aż
do brody. Ta krew była bardzo widoczna. Kiedy raz zrobiłem
zdjęcia, jeden z kapłanów - nie będę wymieniał który - nazwisko nieważne - jechał
do Rzymu - chciał je zabrać i dać Papieżowi. Gdy robiłem te zdjęcia -
rano to był piątek - było to wcześniej
uzgodnione z nią. I zrobiłem te zdjęcia
. Był taki moment gdy Katarzynka
powiedziała: "Nie będę się taka pokazywać
Papieżowi" - poszła do
łazienki umyć się, ściągnąć to wszystko. Zanim wróciła z powrotem przez korytarz - jakieś trzy metry - to znowu ta krew wyszła na jej twarz ponownie
Świadectwo to można obejrzeć na filmie - http://gloria.tv/?media=57810 | |||||||||||||||||||||||||
Katarzyna Szymon miała pod koniec życia swego kierowcę był nim Stanisław Płonka z Katowic
Tym właśnie wozem
woziłem Katarzynę Szymon.
Świadectwo to można obejrzeć na filmie - http://gloria.tv/?media=57810 | |||||||||||||||||||||||||
Katarzyna Szymon znosiła nie tylko fizyczne cierpienia, bez słowa skargi, ale zawsze z przebaczeniem w sercu przyjmowała wiele nieprawdziwych krzywdzących ją sądów, a nawet oszczerstw. MARTA GODZIEK: Co było najboleśniejsze, że ludzie Katarzynę prześladowali. Mówili, że ona sama sobie drapała rany. Ja byłam naocznym świadkiem przez sześć lat, wszystko obserwowałam i widziałam, że nie drapała. W piątki i w środy krwawiła samoistnie - krew wytryskiwała z ran: boku, głowy, oczu, z ran nóg.
Świadectwo to można obejrzeć na filmie - http://gloria.tv/?media=57810 | |||||||||||||||||||||||||
ŚWIADECTWA
OSÓB, U KTÓRYCH MIESZKAŁA KATARZYNA SZYMON 1. BŁATOŃ
WILHELM - Łaziska Rybnickie ul. Skotnicka 40 Katarzynkę
poznałem w 1975 roku będąc w Mysłowicach, gdzie przebywałem z grupą osób na
spotkaniu z nią. Bardzo głęboko je przeżyłem. Pierwszy raz usłyszałem jak
przemawiali przez Nią święci z Nieba. Byłem tak przejęty tym spotkaniem, że nie
mogłem przez całą noc zasnąć. Kto tego nie widział, nie może sobie tego nawet
wyobrazić. Ja też zmieniłem się po tym spotkaniu. Tego nie da się opowiedzieć.
Po pewnym czasie znowu pojechaliśmy odwiedzić Katarzynkę. Byliśmy świadkami
ekstazy. Przez nią z Nieba przemawiali Matka Boża i Ojciec Pio. Po tym
zdarzeniu rozmawialiśmy z Katarzynką, która zakomunikowała nam, że się
wyprowadza, tylko nie ma gdzie. Zaproponowałem jej, aby zamieszkała u mnie.
Wybudowałem nowy dom i mam wolny pokój. Zgodziła się na to, ale pod warunkiem,
że musi zobaczyć ten pokój. Pomyślałem wtedy, że chyba żartuje, choć byłem
przygotowany, aby ją przyjąć do swego mieszkania. Kiedy wracaliśmy
z nocnej adoracji z Częstochowy, po drodze wstąpiliśmy do Mysłowic, aby
odwiedzić Katarzynkę. Jednak nie zastaliśmy jej w domu. Od tego czasu byliśmy
jeszcze kilkakrotnie u niej i nigdy nie mieliśmy tego szczęścia, aby ją zastać.
Pomyślałem sobie wtedy, że ma z pewności jakieś inne mieszkanie i zaprzestałem
tam jeździć. Będąc jednak z bratem w Chorzowie zostałem przez niego nakłoniony
do odwiedzin Katarzynki. Tym razem zastaliśmy ją w domu. Od dawna na was czekam
- powiedziała na przywitanie - przecież mam u ciebie mieszkać. Ucieszyłem się
bardzo i ustaliliśmy zaraz dzień, w którym mogłaby obejrzeć pokój w moim domu.
Spodobał jej się i uzgodniliśmy termin wprowadzenia się. Było to 15 maja 1979
roku. Tutaj do
Katarzynki także przychodziło dużo ludzi. Często byli świadkami jej ekstaz.
Chwile te dla nas były bardzo ważne i to co słyszeliśmy bardzo przeżywaliśmy Nagle dostałem wezwanie z
Urzędu Gminy, abym dostarczył dowód osobisty Katarzyny. Powiedziano mi tam, że
Katarzyna nie może zamieszkać u mnie, gdyż musi mieć zezwolenie z województwa
na pobyt zamieszkania przy strefie nadgranicznej. Wymeldowano więc Katarzynę,
a kiedy zapytałem jak to jest możliwe, powtórzono mi jeszcze raz, że muszę
pisać do władz wojewódzkich o pozwolenie do zameldowania w strefie
nadgranicznej. Tak też uczyniłem. W tym czasie, gdy czekałem na zezwolenie,
zaczął się dramat. Przyszedł milicjant i wypytywał, czy nadal u mnie zamieszkuje
Katarzyna Szymon. Przytaknąłem. Wszedł do mieszkania i zarzucił, że za dużo
ludzi tu przebywa. Czy nie wolno odwiedzać mnie przez moją rodzinę - odrzekłem?
Milicjant wziął dowód Katarzyny i stwierdził, że Katarzyna tu nie może
mieszkać, bo jest wymeldowana. Nie przyjął moich wyjaśnień, że czekamy na
zezwolenie z województwa i Naczelnik wyraził zgodę czasową, aż wszystko się
wyjaśni. Na odchodne powiedział, że nie wolno tu ludzi wpuszczać. Ludzie nadal jednak
przychodzili. Pewnego razu do
Katarzyny przyjechała pani Przyborowska z Trzcianie z województwa suwalskiego i
jej przedstawiłem całą sprawę. Wyraziła zgodę na zameldowanie Katarzyny w jej
stronach. Tak też uczyniła. Na chwilę był spokój. Odwiedzili mnie żołnierze,
którzy także pytali o Katarzynę, a po paru dniach milicjant zakomunikował mi,
że mam się stawić na posterunek. Zostałem tam przesłuchany. Zarzucono, że
przychodzi do mnie za dużo ludzi, a tu strefa nadgraniczna. Gdybym mieszkał w
innym rejonie, to ich by nie interesowała sprawa tak licznych u mnie odwiedzin.
Mam liczną rodzinę, a takiego prawa nie ma, aby ona nie mogła mnie odwiedzać -
odpowiedziałem jak poprzednio. Komendant jednak nie przyjął mego wyjaśnienia
za wiarygodne. Ludzie z Łazisk na was piszą skargi - odparł. Zapytał następnie:
„co to za kobieta"? Odparłem, jest to kobieta, która ma rany Pana Jezusa.
Jestem wierzący, ale muszę słuchać poleceń i muszę je wykonać. Na tym nasza
rozmowa została zakończona. Po krótkim czasie dostaliśmy zezwolenie na
zameldowanie Katarzynki. Udałem się więc do Urzędu Gminy, aby dokonać tego
obowiązku. Udałem się do pani, która wówczas dokonała
czynności urzędniczych. Teraz nie podjęła jednak żadnego działania i
poleciła mi udać się do Naczelnika. Poszedłem więc, pokazałem zezwolenie na
ponowne zameldowanie Katarzyny w Łaziskach Rybnickich u Wilhelma Błatonia. W
czasie naszej rozmowy do gabinetu weszła pani Wóronowa, kierowniczka Biura
Meldunkowego i zaczęła się
dyskusja na temat Katarzynki. Twierdziła ona, że Katarzynka nie jest świętą. Na
ten temat rozmawiała już z księdzem. Wzięła ode mnie to zaświadczenie i po
przeczytaniu powiedziała, że go z powrotem nie dostanę. Musi jechać z tym
zaświadczeniem do Katowic. Oburzyłem się - jak tak można - to zaświadczenie
jest potrzebne do zameldowania Katarzyny, co pani jeszcze chce? Naczelnik
zarzucił mi, że do Katarzyny przychodzi dużo ludzi. Odpowiedziałem mu: przecież twoja teściowa też
chodzi i jak tak można postępować. Czy pan się Boga nie boi? Jak staniesz przed
Bogiem, kiedy umrzesz? Jeszcze więcej mu powiedziałem, ale teraz już nie
pamiętam. Popatrzył na mnie i nic nie powiedział. Pani Wóronowa z
zaświadczeniem pojechała do Katowic. Wróciłem do domu. Następnego dnia
przyjechała pani Przyborowska w odwiedziny do Katarzyny. Opowiedziałem jej tą
całą historię. Zdecydowała, aby pojechać do Naczelnika. Nie zastaliśmy go
jednak. Zapytaliśmy więc sekretarkę, dlaczego Katarzynę tak traktują, jeśli
było już zaświadczenie do zameldowania. Jak tak można postępować ze starszą
osobą? Gdzie ma teraz mieszkać? Odpowiedziała, że wie co z Nią robią.
Odpowiedziałem, że do mojego mieszkania nikt nie ma prawa wstąpić. Gmina mi
nie pomagała jak budowałem to i teraz nikogo nie wpuszczę i siekierą roztrzaskam.
Było jeszcze parę słów ostrych, których ja już nie pamiętam. Kiedy wróciliśmy
do domu, Katarzyna była bardzo zasmucona. Nie chciała jeść obiadu. Zapadła w
ekstazę. Ktoś ze świętych mówił, że Katarzynka musi natychmiast stąd wyjechać
do innej miejscowości. Po ekstazie zaraz pojechałem do Kiermaszków i
przedstawiłem całą sprawę. Wieczorem Kiermaszek przewiózł Katarzynę do Katowic
do pani Laury Czerniewskiej. Została tam zameldowana i przebywała przez trzy
miesiące. Kiedyś przyszła pewna pani i po zapoznaniu się
ze sprawą postanowiła, że pojedzie do władz w Katowicach, żeby Katarzynę zameldowano
w Łaziskach. Dałem jej oświadczenie, że Katarzynie oddałem swój pokój na
wieczność. Jednak na próżno. Powiedziano, że Katarzyna nie może w Łaziskach
zamieszkać. Mają dużo dokumentów na Katarzynę. Pokazano jej te papiery.
Musiała więc Katarzyna dalej zamieszkać w Katowicach. Będąc w Katowicach u
Katarzyny, wyraziła życzenie, aby Święta Bożego Narodzenia spędzić w Łaziskach
Rybnickich. Pragnie tydzień wcześniej być już tam na miejscu. Poszedłem do
Kiermszaków, aby przedstawić życzenia Katarzyny. Pojechaliśmy po nią jak sobie
życzyła. Gdy byliśmy na miejscu okazało się, że Katarzyna jest chora. Nie może
chodzić. Ubraliśmy ją i przenieśliśmy do samochodu. Na drugi dzień po przyjeździe
stan jej zdrowia uległ pogorszeniu. Udałem się do Gminy, aby ją czasowo
zameldować. Nie mówiono już, że muszę mieć zezwolenie na zameldowanie w strefie
nadgranicznej. Jednak kiedy upłynął okres czasowego zameldowania, pojechałem po
dalsze przedłużenie, jednak nie otrzymałem. Informowałem, że Katarzyna jest
bardzo chora, że stan jej zdrowia jest bardzo ciężki. Jeździłem między
Katowicami a Łaziskami. Jedni odsyłali mnie do drugich. Jeździłem tam i z powrotem.
Bezskutecznie. Zameldowania nie przedłużono. Stan zdrowia pogorszył się po
świętach. Musieliśmy ją we dwoje wynosić na ustęp. Ciało było zbolałe, a nogi
odmówiły posłuszeństwa. Nikt jej nie mógł dotknąć, bo nie mogła wytrzymać z
bólu. Wezwano pogotowie, dawano różne lekarstwa i zastrzyki. Nic jednak to nie
pomogło. W pewien dzień
przyszła grupa ludzi, aby ją odwiedzić i była też p. Parmowa z Turzy. Modlono
się o jej zdrowie i zauważono, że Katarzyna jest konająca i woła tylko Anielkę.
Nie było jej tego dnia a kiedy przybyła, Katarzyna już jej nie poznawała. Nawet
modlitwa jej przeszkadzała. Idźcie się modlić do gospodarza - mówiła.
Przeszliśmy więc do innego pokoju, gdzie zmówiliśmy cały Różaniec. Po modlitwie
poszliśmy zobaczyć jak czuje się Katarzyna. Z obserwacji można było
wnioskować, że nie było żadnej nadziei na przeżycie. Każdy z nas mówił, że już
umrze. Na noc została Pani Parmowa i zdecydowana była pośmiertnie ubrać Katarzynę. Stało się
jednak inaczej. Została przez Pana Jezusa uzdrowiona. Odzyskała przytomność i
zaczęła trochę rozmawiać. Ciało dalej było zbolałe, a nogi pozostały sztywne,
jakby sparaliżowane. Nic nie jadła, trochę tylko piła. Była tak wyczerpana, że
w dalszym ciągu nikt jej nie dawał nadziei dłuższego życia. Znowu nie
mieliśmy racji. Powoli dostawała apetytu i zdrowie jej się polepszyło. Co dzień
czuła się lepiej, ale chodzić dalej nie mogła. Okładaliśmy jej nogi parafiną.
Po tych kilkunastodniowych kuracjach zaczęliśmy na nowo uczyć ją chodzić. Z
początku nogi były jak z ołowiu. Wydawać by się mogło, że nigdy przedtem nie
chodziła. Po tych - dzień w dzień prowadzonych treningach - szło nam coraz
lepiej. Zaczęła powłóczyć
nogami, które po opuszczeniu ich sztywności, teraz były miękkie i rozjeżdżały
się - jak ona to powiedziała - jak młodemu cielęciu. Po paru dniach poruszała
się już sama, tylko trochę nieudolnie jak małe dziecko. Kiedy przyszli ją
odwiedzić pielgrzymi i zobaczyli jak się czuje, zgodnie uznali to za cud, że ma
takie zdrowie i tak się porusza. U Boga wszystko jest możliwe. To nie my
przywróciliśmy ją do zdrowia. To dzięki Panu Jezusowi i Matce Najświętszej,
którzy zdrowie Katarzynie przywrócili. Pan Jezus chciał ją zabrać, ale dużo
modlitwy było za nią. Pan Jezus przemówił, że ją uzdrowił, że tutaj na ziemi
jest jeszcze potrzebna. Ile razy słyszałem jak Katarzyna w tej ciężkiej chorobie
rozmawiała z Panem Jezusem i przepraszała Go, że ona nie cierpi, tylko Pan
Jezus cierpiał. Pan Jezus jej odpowiedział, ale te słowa były inne, może po
hebrajsku? Nie zrozumiałem ich. Przepraszała całe Niebo. Po wyleczeniu
codziennie przepraszała Pana Jezusa i całe Niebo. Codziennie
chodziłem do kościoła. Poszedłem także w ten dzień, kiedy Katarzyna zaczęła chodzić. Było to
krótko przed Świętami Wielkanocnymi. Gdy wróciłem z kościoła, przygotowywałem
Katarzynie śniadanie i poszedłem jej zanieść. Kiedy wszedłem do pokoju, patrzę
na łóżko, a Katarzyna leży nieprzytomna, cała zalana krwią. Krew leciała z
oczu i z głowy. Miała jak Pan Jezus cierniową koronę i nie dawała znaku życia.
Przestraszyłem się. Co mam robić? Czegoś takiego jeszcze nie widziałem - jak
jestem stary. Co mam robić? Czy dzwonić na pogotowie,
czy gdzie? Pomyślałem jednak sobie. Najpierw sobie śniadanie
przygotuję i będę wiedział, co dalej będzie. Po śniadaniu wszedłem do pokoju
Katarzyny zobaczyć co tam się dzieje. Zastałem Katarzynę przy swoich siłach.
Zapytałem ją, co się stało, że jesteście tak pokrwawieni? Mam takie cierpienie
- odpowiedziała. Było to pierwsze wydarzenie po przebytej chorobie i akurat był
to piątek. Później powtarzało się to w każdą środę i w każdy piątek. Za zezwoleniem
Katarzyny udałem się na przełomie kwietnia i maja do sanatorium. Oczywiście
Katarzyna wtedy była już zdrowa. Zastępowała mnie przy niej pani Marta Godziek
i Aniela Sanecznik. Wróciłem z leczenia 15 maja 1980 roku. Opiekujące się panie
przekazały mi informacje, że w tym czasie z Katarzyną było źle. Strasznie
krwawiła. Krew leciała także z boku, widzieli to wszyscy, którzy w tym czasie
przychodzili Katarzynę odwiedzać. Po moim powrocie Katarzyna znów była zdrowa i
dobrze się czuła. Miała codzienne odwiedziny. Pewnego dnia było bardzo dużo
ludzi. Stali nawet w przedpokoju. Po odmówieniu modlitw zaczęto śpiewać i
nagle ktoś zawołał, żeby być cicho. Zobaczyliśmy jak Katarzyna jest zapatrzona
w sufit. Ci co stali bliżej niej przekazywali pozostałym, że Katarzynie ktoś z
Nieba przyniósł Komunię Świętą. Widzieli jak miała Hostię na języku. Po
spożyciu Jej zapytano ją o to, kto przyniósł tę Komunie Świętą? Ojciec Pio -
odpowiedziała. Od tego dnia byliśmy codziennie świadkami komunikowania
Katarzyny przez Świętych z Nieba. Odbywało się to przeważnie wieczorem, ale
zdarzały się dni, kiedy i rano przyjmowała z Nieba Komunie świętą. Zdarzenia
te mogą potwierdzić wszyscy świadkowie, którzy w tym czasie odwiedzali
Katarzynkę. Pewnego razu w
odwiedziny do niej przyjechał ksiądz z Czechosłowacji. Przebywał od popołudnia
do samego wieczora wśród innych pielgrzymów. Po odmówieniu modlitw Katarzyna weszła
w ekstazę. Po niej ktoś z obecnych powiedział do tego księdza, że Katarzyna
otrzymała Komunie świętą i ma ją na języku. Ksiądz wziął aparat fotograficzny i
zrobił zdjęcie tego zdarzenia. Jest to niezbity dowód i dokument na to, co
twierdzę. Ksiądz ten był bardzo przejęty tym zdarzeniem. Czegoś takiego jeszcze
w swoim życiu nie widział.Przy powtórnej
jego wizycie u Katarzyny stał się świadkiem tego samego zdarzenia. Powiedział
wtedy, że po powrocie do Czech pojedzie do Kardynała i opowie mu co widział
oraz potwierdzi swoje słowa zdjęciami, które tu zrobił. Będzie prosił tego
Kardynała, aby przekazał to wszystko Ojcu Świętemu, gdyż miał w tych dniach
udać się do Watykanu. Czy jednak tak się stało, trudno mi powiedzieć, bo od
tamtego czasu tego księdza u nas już nie było. Nie mógł przyjechać ze względu
na wprowadzenie stanu wojennego. Przed stanem
wojennym Katarzyna pojechała na parę dni do Kostuchny. Przyjechała na swoje i
moje urodziny. W tym dniu przyszło tyle ludzi, że wszyscy się nie zmieścili i
myśleliśmy, że dom ten zdeptają. Tłumy przychodziły codziennie. Nawet Katarzyna
prosiła mnie, aby ich nie wpuszczać, a ja prosiłem ją, żeby choć błogosławieństwa
tym ludziom udzielić. Zgodziła się na to. Zmieniała się grupa za grupą i
biedni byli ci, którzy tak długo na dworze musieli pokutować. Gdy zbliżały się
kolejne Święta Bożego Narodzenia, Katarzyna zaprosiła na Wieczór Wigilijny
Anielę Sanecznik z rodziną. Usiedliśmy do stołu, a Katarzyna wpatrzona była w
sufit i zobaczyliśmy Komunie świętą na jej języku. Po spożyciu Hostii
zapytaliśmy ją, kto tę Komunię świętą przyniósł? Sam Jezus Malusieńki -
odpowiedziała. Tak jak i poprzednio opisywałem, tak i teraz to zdarzenie stale
się powtarzało. Ci, którzy w tym czasie przebywali w towarzystwie Katarzyny,
widzieli wszystko na własne oczy. Przyszedł Wielki
Post. Znowu zaczęły się cierpienia Katarzyny. Przestała jeść. Dlaczego to
robisz - zapytałem. Cierpię za cały świat, za kapłanów, za złe matki, za te co
dzieci nienarodzone zabijają- W Wielkim Tygodniu, a szczególnie od Wielkiego
Czwartku prosiła mnie, żebym nikogo nie wpuszczał, a tu rano w Wielki Piątek
dzwonek do drzwi. Patrzę, a tu Ksiądz Kotowski - Sekretarz Prymasa
Wyszyńskiego przyjechał. Mówię mu, że nie mogę wpuścić, bo Katarzyna teraz
przeżywa wielkie cierpienie. Cała jest skrwawiona. Krew leci z oczu, z głowy.
Był jednak nieustępliwy. Ja tylko na pięć minut, idź powiedz Katarzynie, że przyjechałem.
Poszedłem, przekazałem jak prosił. Katarzyna zgodziła się na te indywidualne odwiedziny tak wysokiej osoby
duchownej. Gdy jednak przekroczył próg pokoju Katarzyny i zobaczył ją jak
wygląda upadł na kolana i ucałował rany i głowę Katarzyny. Co się stało?
zapytał. Tak cierpię - odparła. Co mieli sobie do powiedzenia ponadto, to nie
wiem, bo zaraz wyszedłem z pokoju. Pewnego wieczoru
wróciłem z kościoła i słyszę jak Katarzyna z kimś rozmawia. Pomyślałem, kto
tutaj mógł wejść, skoro drzwi były zamknięte. Kiedy się jednak przysłuchałem
tej rozmowie stwierdziłem, że to rozmawia z Panem Jezusem. „Panie Jezu, ja nie
cierpię, to Ty Panie Jezu cierpisz, może za Mnie. Ja Ciebie przepraszam".
Jezus odpowiedział: „Nie córko Moja, za Ciebie nie, za cały świat, za Moje
dzieci, które Mnie do Krzyża przybijają". Ta rozmowa trwała dość długo,
ale potem już nie rozumiałem, gdyż była prowadzona w obcym języku. Gdy Pan Jezus
odszedł od Katarzyny, wszedłem do pokoju i zapytałem, kto to był - czy Pan
Jezus? Odpowiedziała, że tak. Byli i inni święci z Nieba. Była Matka
Najświętsza. Bywały takie dni, że słyszałem te rozmowy Katarzyny z Panem
Jezusem i Matką Najświętszą i z Wszystkimi Świętymi. Nawet duszyczki
przychodziły do niej i prosiły Katarzynę o pomoc. Pomocy u niej też oczekiwali
ludzie co ją odwiedzali. Wilhelm Błatoń 2. CZERNIEWSKA LAURA Było to w dzień
św. Mikołaja. W tym czasie w naszym domu przebywała Katarzyna. Syn mój poszedł
na religię. Z okazji tego święta ksiądz rozdawał dzieciom paczki. Memu synowi
dał dwie, aby jedną wręczył Katarzynie. Gdy syn wszedł do domu z tymi
paczkami, to zrobił się taki silny zapach, jakby z pieca wyjęto świeże
upieczone pierniki. Jest to moje porównanie, ale tego zapachu nie da się
inaczej opisać. Wypełniał on nasz dom przez całe dwa dni. Podarunkiem tym
Katarzyna była wzruszona do łez - tym, że ktoś o niej pamiętał. Podeszła do
obrazu i modliła się za tych kapłanów, którzy sprawiają tyle radości.
Mówiła - ona taka prostaczka i taki spotkał ją zaszczyt. Dlaczego ją Pan Jezus
tak wyróżnił, przecież ona nie zasłużyła na takie zaszczyty. Na szóstą
chodziliśmy razem do kościoła. Nieraz w nocy wstawałam zobaczyć jak się czuje.
Była druga, trzecia w nocy. Ona siedziała ubrana gotowa do wyjścia do kościoła.
Trzymała w ręku różaniec i modliła się. Dom wypełniał zapach, którego nie
umiem opisać. Zastanawiam się kiedy spała. Chyba bardzo mało. Nawet śpiąc
rozmawiała z Panem Jezusem. Prosiła i błagała za cały świat dla wszystkich.
Tego wszystkiego nie da się opisać. W czasie jej
bytności u nas było wiele przeżyć. Oto jedno z nich. Około godziny 10 30
w obecności kilku osób podczas ekstazy mówił Ojciec Pio. Katarzyna zaczęła czerwienieć.
Myślałam, że od bluzki, którą miała zapiętą pod szyją. Gdy skończyła się
ekstaza, Katarzynka powiedziała: „lekarza”. Całe ciało nie tylko było czerwone,
ale wpadło w kolor bordowy i pokryło się wodnistymi pęcherzykami jak po
oparzeniach. Nim przyjechało pogotowie, oparła się o drzwi i drapiąc ciało
mówiła - strasznie swędzi i pali, rozbierajcie mnie, bo chyba tego nie
wytrzymam. Przybyły lekarz poznał Katarzynę i powiedział - to cierpienie. Dał
wzmacniający zastrzyk. O godzinie 15
znów była ekstaza. Przemawiał Pan Jezus, potwierdził, że to jest cierpienie,
że Katarzynka ma 48° gorączki. Organizm jest prawie gotujący. A to cierpienie
było pokazane na zewnątrz, bo to jest cierpienie czyśćcowe. To był czyściec. To
cierpienie było za jedną osobę bardzo ważną..., która prześladowała Katarzynkę,
a miała ogromny wpływ na budowie kościoła Królowej Wszechświata, bo przecież
nie o nią chodziło, ale o świątynię. Zresztą nigdy nie chciała, aby ją
uwielbiano, ale Jezusa i Maryję i aby jak najwięcej ludzi się nawróciło. Było kilka osób
bardzo wierzących i z przerażenia wyszły natychmiast. Nie wytrzymali tego
widoku. I ja nigdy nie widziałam w takim stanie Katarzynki, a przecież bardzo
często cierpiała. Najważniejsze, że ta osoba nawróciła się, za którą cierpiała
i kościół został wybudowany. 3. GODZIEK MARTA Katarzyna Szymon
urodziła się 21 października 1907 roku w Studzienicach koło Pszczyny jako córka
pracownika leśnego Jana i matki Anny. Kiedy Katarzyna miała 18 miesięcy jej
matka zmarła. Z tego też powodu od najmłodszych lat bardzo cierpiała, gdyż
przez wszystkich była torturowana. Ojciec jej był nałogowym alkoholikiem. Od
maleńkości miała kontakt z Panem Jezusem. Mając 10 lat poszła pod przydrożny
krzyż. Była zimowa mroźna noc. Poszła boso prosić Pana Jezusa, aby jej ojciec
się nawrócił. Wtedy stał się cud. Pan Jezus z Krzyża przemówił tymi słowami:
„Dziecko idź do domu, ojciec już nie będzie pił ”. Trzykrotnie Zbawiciel z krzyża
powtórzył te słowa. Uspokojona wróciła do domu. Płakała ze wzruszenia, a po
powrocie musiała się wytłumaczyć gdzie była. Katarzynka potrafiła się modlić,
choć nikt jej tego nie uczył. Po śmierci mamy ojciec ponownie ożenił się, ale
macocha była dla niej okrutna. Musiała ciężko pracować w domu przy
gospodarstwie. Sypiała w stajni na kamieniach. O trzeciej godzinie w nocy
wychodziła już do lasu po trawę dla krów. Chodziła boso, a mokra trawa niesiona
na plecach i spływająca woda była przyczyną wielu chorób. Przebywając w lesie
często spotykała się z żubrami. Napotykając się na nie zawsze przygotowana
była na śmierć. Żubry jednak zjadały tylko trawę i uchodziły głębiej w las. Od
dzieciństwa już czyniła pokutę za nawrócenie grzeszników. Sypiała na cegłach.
Pod głowę kładła sobie duży kamień. Przez takie postępowanie w Pszczynie była
bardzo prześladowana przez ludzi i kapłanów, którzy nawet nie chcieli jej
komunikować. Omijali ją, wyzywali na nią, w konfesjonale oznajmiali jej: „Po co
przyszłaś grzesznico?” Z tego powodu bardzo cierpiała i wynagradzała za
kapłanów. I oto historia / czasów Ewangelii powtarza się: Słudzy Boga, a nie
rozumieli jej i nie chcieli uwierzyć, że jest niewinna. Nocą chodziła na
cmentarz wybawiać dusze modlitwą i ofiara. Zawsze do niej przychodziła jedna
dusza. Gdy była na cmentarzu, wszystkie groby się otwierały. Po odmówieniu
wszystkich modlitw, ta dusza z którą przyszła, strzegła ją, aby
się jej nic nie stało i z powrotem odprowadzała do domu. W jedną stronę szło się dwie
godziny. Kapłani za nią wysyłali chłopców, aby sprawdzili czy jest w domu, a
jeżeli jej nie było, na cmentarz za nią mieli się udać. Oni nigdzie jej nie
widzieli, a ona ich po drodze spotkała. Kiedyś spotkała dusze żołnierzy, którzy
prosili ją aby kupiła całą wyprawkę dla dziecka. Kupiła dla dwóch dziewczynek
bardzo ubogą, chociaż nie wiedziała dla kogo to ma być. Szła na wyczucie, aż
trafiła na miejsce i wypełniła pokutę za poległych żołnierzy. W Pszczynie
cierpiała głód i niedostatek. Nie miała kawałka drzewa i węgla, by móc ogrzać
mieszkanie. Wszystko co miała ofiarowywała Bogu za nawrócenie grzeszników.
Pewnego razu zabrano ją na komisariat milicji. Bili ją tam strasznie, aż w
pewnym momencie jednemu z nich ręka zdrętwiała, gdy miał podniesioną do
kolejnego uderzenia. Został sparaliżowany. Wtedy ją uwolniono. Drugi z bijących
stwierdził, że był to cud. Gdyby to nie nastąpiło to by ją zabili. Mieli już
wykopany dół, aby w nim po śmierci umieścić jej ciało. Prześladował ją także
proboszcz z Pszczyny. Mówił, że miała dzieci i straciła je. Takie fałszywe
świadectwo wydał o niej. Była zmuszona iść do lekarza i przedłożyć świadectwo,
że była czystą. Po przedłożeniu zaświadczenia proboszcz stwierdził, że
przepłaciła go. Lekarzem tym był ordynator szpitala „Antes”. Przecierpiała tą
fałszywą obelgę. 24 lipca 1954
roku objawiła się jej Matka Boża jako Królowa Wszechświata, na Zapaści koło
góry Frydka i oznajmiła iż pragnie, aby tam powstał klasztor i duży kościół pod
wezwaniem Królowej Wszechświata. Z powodu prześladowania przez kapłanów
zmuszona została do opuszczenia Pszczyny. Było to w 1976r. Udała się do miejscowości
Wesołe Morgi do gospodyni Gertrudy Szyja, która miała 18-letnią córkę będąca
kaleką. Córka ta nie ruszała się z łóżka i „robiła pod siebie". Dzięki
wstawiennictwu Katarzynki dziewczynka za swoją potrzebą szła już samodzielnie.
Dla jej matki było to wielkie szczęście. Okazało się jednak za małe, bo
dziewczynka również nie mówiła. Matka Najświętsza powiedziała podczas jednej z
ekstaz, że dopiero „w Niebie przemówi”. Widocznie taka była wola Boża.
Katarzynka nie przyjmowała pokarmu przez cały Adwent i
Wielki Post. W roku 1977 w czasie Wielkiego Postu karmiła się tylko wodą
święconą. Jednego dnia przez nieostrożność wypiła wodę z robakiem. Bardzo
cierpiała. Wszystkie wnętrzności miała zniszczone. Robak wyszedł dopiero w
Wielkim Tygodniu. Był bardzo duży i niewiele brakowało, aby spowodował jej
śmierć, tak Matka Boża przekazała w pewnej ekstazie. W roku 1980
mieszkając w Łaziskach Rybnickich u gospodarza Błatonia w Wielki Czwartek
bardzo cierpiała przez cały dzień, krew płynęła z rąk, nóg, boku i z oczu. W
nocy o godzinie 12-tej zerwało ją z łóżka. Była tak rozciągnięta jak na
Krzyżu. Głowa jej zwisała. Trwało to do godziny drugiej. Straszna to była
męka, ramię na którym Pan Jezus nosił Krzyż też miała strasznie zapalone i
zbolałe ciało, tak było biczowane do niepoznania, towarzyszyły boleści
brzucha. Straszna była ta noc cierpień. Nie wiedziałam co mam robić ze strachu,
byłam sama w domu. Dnia 10 lutego
1982 roku Pani Katarzyna zachorowała na zapalenie płuc. Bolało ją serce,
wątroba, brzuch. Miała wymioty i bardzo wysoką temperaturę, która utrzymywała
się przez trzy tygodnie od 39° do W dniu 27 lutego
1982 roku, w sobotę o godzinie 10-tej przyszedł ksiądz z Komunią św. i Olejami
św. Otrzymała Namaszczenie Chorych. Po wizycie księdza stan jej nieco się
polepszył, nawet zjadła posiłek i wyglądała na całkowicie zdrową. Stan ten
trwał jednak bardzo krótko. Znów nastąpiło pogorszenie i o godzinie 11 30
sprowadziłam natychmiast lekarza, który był pod ręką. Otoczył on chorą opieką,
przychodził kilka razy dziennie pytając o jej samopoczucie. Poprawa jednak nie
następowała. Lekarz po dokładniejszym zbadaniu zalecił udać się z nią do
szpitala. Chora nie wyraziła zgody, mimo, iż stan zdrowia był bardzo ciężki.
Katarzynka powiedziała, że jak ma umrzeć to w domu. Po odejściu lekarza po
trzech godzinach nastąpiła ekstaza. Przemówiła Matka Boża. Powiedziała, że
gdyby Katarzynka pojechała do szpitala, to żyłaby tylko dwa
dni, a na trzeci dzień by umarła, bo Pan Jezus by ją zabrał, żeby nie
przyglądać się jak się znęcają nad nią. Nie mogłam tego uczynić, by ją zabrano
do szpitala. Lekarz otoczył ją bardzo troskliwą opieką i stan zdrowia
Katarzynki nieco się polepszył. Dnia 6 marca o
godzinie 11 30 Katarzynka była w ekstazie, przemawiał Pan Jezus i
powiedział: „Córko Moja odbieram ci wszystkie choroby jakie tylko masz, za
wyjątkiem Mego Krzyża i nóg, które ci dałem”. Po ekstazie Katarzynka była
całkowicie zdrowa, nic jej nie dokuczało. Gdy przyszedł wieczorem lekarz zbadał
chorą. Wprost nie mógł uwierzyć, że nastąpiła taka gwałtowna poprawa (jak również
pielęgniarka, która podawała codziennie zastrzyki) zdrowia Katarzynki. Stan
zdrowia długi czas był bardzo dobry i pozwolił pielgrzymować na noce pokutne. W dniu 11
listopada 1982 roku ponownie zachorowała bardzo ciężko. Miała gorączkę od 39°
do W roku 1978 była w Kostuchnie
Msza św. z okazji urodzin, na którą przybyły wszystkie znajome, które ją
odwiedzały. Msza św. odbyła się wieczorem. Był bardzo duży zapach kadzidła. Na
drugi dzień miałam zajęcia w poradni życia rodzinnego. Przyszedł ks. proboszcz
i śp. ks. Roman Szymik. Ks. Proboszcz oświadczył, że widział Katarzynę w
pierwszej ławce i komunikował ją a śp. ks. Szymik widział ją w środku ławek,
określił jak wyglądała, mimo że jeszcze jej nigdy nie widział. Wmawiali, że
była prawdziwie obecna. Jednak nie było jej realnie. Pojechałam na drugi dzień
i zapytałam się Katarzynki czy była w Kostuchnie. Potwierdziła i opisała jak
była ubrana. Więc pokrywało się z prawdą. Przyszłam w czwartek do biblioteki,
gdy pojawił się proboszcz i zapytał się jak się miewa Katarzynka. Na to
odpowiedziałam, żeby ksiądz jej nie wspominał, gdyż się już duchowo ukazała.
Wtedy ks. proboszcz odpowiedział, że on tak tylko żartował, żeby mnie
sprawdzić. W odpowiedzi opisałam jak była ubrana. Wtedy sobie przypomniał, że
tak rzeczywiście była ubrana. Takie wydarzenia często miały miejsce. Gdy
pracowałam, to często w nocy szyłam, a zdarzyło się, iż na urodziny Katarzynki
szyłam do rana, aby na rano było gotowe. Gdy szyłam słyszałam jak ktoś chodził,
tak się odezwałam: Katarzynko! zaraz przestała chodzić. Przyjeżdżam rano,
Katarzynka pierwsze słowa kieruje do mnie: „Czy to było potrzebne abyś całą noc
szyła? Szanuj sobie zdrowie". Pewnego razu, gdy udawałam się na
pielgrzymkę, autobus był opóźniony, do odjazdu pociągu zostało tylko 10 minut.
Wtedy zwróciłam się w duchu o pomoc do Ojca Pio i Katarzynki. Zdążyłam w
ostatniej chwili. Wsiadłam do pociągu, który w tym momencie ruszył, a nawet
jedno miejsce było wolne. Zadziwiające, jak skuteczna bywa pomoc świętych. Po
powrocie z pielgrzymki pojechałam do Katarzynki podzielić się wiadomościami.
Katarzynka odpowiedziała: „Na ostatnią minutę wyjeżdżasz, a później to ratunku
wołasz" - chcąc mi w ten sposób uświadomić, że często była z nami na
sposób duchowy. Pisząc obecnie nie mogłam sobie przypomnieć nazwiska, proszę: „Katarzynko pomóż
mi". Natychmiast otrzymuję pomoc. Zawdzięczam Katarzynce bardzo dużo, gdy
miałam smutek, zmartwienie, zawsze znalazłam pokój, radość. Często odwiedzałam
Katarzynkę, gdziekolwiek była. Dnia 30 czerwca
1980 roku byłam chora na serce, tak że w kościele straciłam przytomność. Gdy
byłam w kościele przyszła Matka Najświętsza. Na czarno ubrana. Katarzynka
prosiła Matkę Najświętszą, aby mi jeszcze życie przedłużyła. Później przyszła
Matka Najświętsza ubrana na biało i powiedziała Katarzynce: „Masz o co
prosiłaś". Wieczorem Matka Najświętsza [podczas ekstazy] przemówiła, że
gdybym Katarzynki nie posłuchała to bym już nie żyła. W drodze bym dostała duży
wylew do serca. Dzięki Katarzynce zostałam uratowana. Badania lekarskie
wykazały, że miałam zawał serca. Trzy tygodnie byłam na zwolnieniu. W czerwcu 1980
roku dzięki wstawiennictwu Katarzynki został nawrócony mężczyzna, który
trzydzieści lat nie spowiadał się i nie przystępował do Komunii św. Nie chodził
do kościoła. Przed śmiercią przyjął Pana Jezusa. Pewny młodzieniec przebywał w
więzieniu. Był alkoholikiem. Za wstawiennictwem Katarzynki został zwolniony z
zakładu karnego, nawrócił się i zerwał z nałogiem. Jesienią tegoż
roku z Czechosłowacji przyjechał do Katarzynki ksiądz wraz ze swoim kościelnym.
Po modlitwie na Anioł Pański Katarzynka otrzymała w sposób nadprzyrodzony
Komunię św. i miała w ustach Hostię większą od normalnej. Była na języku tak
długo, że ksiądz zdążył wyjąć aparat fotograficzny i zrobić zdjęcie. W tym dniu
też Katarzynka była bardzo zakrwawiona. Był to dzień wielkich cierpień. W styczniu 1981
r. była u mnie Katarzynka. Za jej wstawiennictwem mój syn zapoznał dziewczynę,
którą Katarzyna we śnie widziała i wszystko o niej opowiedziała: jak wygląda i
jak się nazywa dziewczyna, którą Katarzynka wyprosiła dla mojego syna. Wiele
zawdzięczam Katarzynce, jak i to, że otrzymałam tyle łask przywracających
zdrowie. Gdy było mi ciężko zwracałam się do Katarzynki w różnych sprawach.
Pocieszała mnie i każdego kto o to prosił. W dniu 20
czerwca 1983 roku Katarzynka miała spotkanie z Ojcem Świętym w Katedrze
Chrystusa Króla w Katowicach. Katarzynka siedziała na krześle turystycznym,
ponieważ nie znalazło się dla niej miejsce w ławce, chociaż były jeszcze wolne
miejsca. Dzieci miały
miejsce w ławce siedzące, dla niej się nie znalazło, chociaż była schorowana.
Dlaczego tak ją traktowano? Pewnie miała się upodobnić do Pana Jezusa, dla
którego też nie było miejsca w gospodzie. Siedziała więc na uboczu,
niewidoczna. Gdy jednak Ojciec Święty odchodził od ołtarza, to szedł wprost w
kierunku Katarzynki, chociaż nikt Mu nie wskazał gdzie ma iść, a siostry
zakonne nawet zastawiały Mu drogę do niej wykrzykując: „Ojciec Święty" i
wtedy ktoś z ludzi zawołał Katarzynkę. Na to jeden z kapłanów odezwał się:
„Dlaczego Ojcu Świętemu nie pozwalacie dojść?" Wtedy Ojciec Święty wrócił
się, objął Katarzynkę, pobłogosławił ją i wręczył jej różaniec św., z którego
bardzo się ucieszyła, traktując go jako pamiątkę od Ojca Świętego. W roku 1984
przez cały okres Wielkiego Postu
Katarzynkę zabrano na badania zainicjowane przez Kurię, powołując się przy tym
na polecenie Ojca Świętego. Z tej przyczyny Katarzynka wyraziła zgodę, gdyż
inaczej by się nie zgodziła. Pan Jezus stale jej mówił: „I tak ci córko nie
uwierzą”. Ona jednak powiedziała, że nie chce Ojcu Świętemu robić przykrości. W
tym badaniu towarzyszył dr Neuman, ks. Skworc - kanclerz Biskupa Bednorza. Były
to okropne badania. Byłam często świadkiem i ja młoda nie pozwoliłabym na takie
tortury. Pewnego dnia przyszła do domu dr dermatolog, bardzo brutalnie się
odniosła. Jak wzięła pincetę, złapała za ranę, to zdarła bez uczucia, a jak ja
się skrzywiłam, to odpowiedziała, że mnie wyprosi. Można byłoby delikatniej, z
uczuciem. Dodatkowo sprawiali jej ból, rany zaszywali, wstrzykiwali jej na
nowym miejscu, aby się rana utworzyła, gdyż dr Neuman twierdził, że rany są
pochodzenia nieludzkiego. W Wielki Czwartek przyjechała cała ekipa ludzi a
wśród nich księża, lekarze, pielęgniarka z laboratorium, fotograf z kamerami i
męczyli ją przez całą noc, i cały Wielki Piątek. W dzień i w noc świecili
reflektorami usiłując wszystko zobaczyć. Nie wiem, czy to tak religijnie wyglądało, skoro gościli się całą noc i cały
piątek, naigrywali z niej, że serce bolało. Podczas ekstazy wbijali igły w
różne miejsca, że była pełna węglarka igieł. W Wielką Sobotę w Kurii puszczali
film na temat Katarzyny, wyśmiewali się, mieli cyrk. Jeden z kapłanów nie mógł
tego wytrzymać i przyjechał powiedzieć, że tak w Kurii się wyśmiewają. Było to
dla Katarzyny bardzo bolesne. W maju wzięli Katarzynkę ponownie na badania.
Żadną miarą nie chciała się zgodzić, doświadczywszy tyle zła. Dr Neuman
stwierdził, że wszystko już mają i obiecywał, że jej nie uśpią, że wszystko
potrwa tylko 10 minut. Okazało się jednak, że uśpili i męczyli przeszło trzy
godziny. Wskutek tego nastąpił duży upływ krwi i stan zdrowia gwałtownie się
pogorszył. Nikt się tym nie zainteresował. Nie wiadomo było co robić, anemia,
na rękach pełno siniaków, nogi od kolan do pachwin całe czarne. Robili badania
nadnercza, tak że biedna bardzo cierpiała. Wszystko to ofiarowała Bogu,
traktując to jako z polecenia Ojca Świętego. Będąc młodą sama prosiła, by jej
te rany zbadano, ale nazwano ją głupią. Skutek tych ostatnich badań mocno
odbił się na sercu, które zostało uszkodzone. Ostatni dzień życia Katarzynki
wyglądał następująco: 24 sierpnia 1986r., w niedzielę, gdy poszłam do kościoła,
Katarzyna stale się pytała, czy już wracam. Jak wróciłam, to już do mnie nie mówiła,
tylko tak żałośnie spoglądała. O godzinie 10-tej pielęgniarka dała zastrzyk na
lepsze oraz łatwiejsze oddychanie. Ja zapaliłam gromnicę, która wypaliła się o
godzinie 13-tej. O godzinie 14-tej przyszła pielęgniarka podać kroplówkę. Żyły
już zanikały i nie można było jej podać. Powiedziałam: „wola Boska”, bo było mi
żal tak ją kłuć. Roześmiała się. Poprawiliśmy ją w łóżku, jeszcze spojrzała na
mnie przez głowę, tak jakby coś chciała powiedzieć. Pielęgniarka
poszła zadzwonić po pogotowie. Tymczasem ja zapaliłam drugą gromnicę i
podeszłam do Katarzynki, aby obok niej być. W tym momencie skłoniła głowę i
nastąpił zgon. Było to o godzinie 15 30. Lekarz pogotowia przyjechał
o godzinie 15 50. Marta Godziek 4. PŁONKA STANISŁAW - Katowice - ul. Armii Czerwonej 96 / 4 Katarzynę Szymon
poznałem w 1978 roku. Już pierwsze spotkanie z Katarzyną spowodowało u mnie
bardzo głęboką przemianę duchową. W czasie mojej obecności była ekstaza i pod
moim adresem Matka Boża powiedziała kilka słów, które zmieniły moje dotychczasowe
życie. Na drugim spotkaniu z Katarzyną Szymon zostałem uzdrowiony z bardzo
ciężkiej choroby, z powodu której byłem na rencie. Matka Boża powiedziała
przez Katarzynę, że uzdrawia mnie, ale będę miał duży (wielki) znak na twarzy.
Nosiłem te „ognie" na twarzy przez sześć lat. Po sześciu latach zdjęto mi
te „ognie”. Po tych dwóch
spotkaniach postanowiłem odwiedzać Katarzynę bardzo często. Przy powtórnych
odwiedzinach u Katarzyny była duża grupa pielgrzymów i w czasie ekstazy
przemówił Pan Jezus. Mówił między innymi o czynieniu miłosierdzia i wtedy
postanowiłem swój samochód i swój czas przeznaczyć dla Katarzyny Szymon. Od
tego czasu do samej śmierci Katarzyny przebywałem u Niej na co dzień. W tym
czasie byłem świadkiem (przeżywałem) licznych ważnych wydarzeń. Jeżeli tylko
pozwalało zdrowie, nie opuszczała ani jednego dnia Mszy św. Gdy przyjeżdżała na
pierwszą Mszę św., to była i na następnych. Bardzo często wyjeżdżaliśmy do
różnych sanktuariów. Były m.in.: Częstochowa, Licheń, Brdów, Piekary, Niepokalanów,
Kalisz, Kraków - u siostry Faustyny i Anieli Salawy, Skalmierzyce i inne.
Wszystkie dni, kiedy były Noce Pokutne: 29 każdego miesiąca i dni za chorych:
13-go każdego miesiąca w Turzy Śl. - zawsze była obecna. Bardzo często
jeździła do Frydka, gdzie jest zbudowany kościół Królowej Wszechświata. W
czasie jazdy były bardzo często krótkie ekstazy, przed którymi czuliśmy
przepiękne zapachy. W czasie moich
usług dla Katarzyny nie zdarzyło się nigdy, abyśmy byli kiedykolwiek zatrzymani ani kontrolowani przez służby
do tego upoważnione. Nawet w „stanie wojennym", gdzie były co
kawałek zapory, nie mieliśmy żadnych przeszkód, pomimo tego, że jeździliśmy
po całej Polsce. W czasie przeróżnych cierpień, kiedy nie mogła uczestniczyć we
Mszy św. w kościele dowoziłem kapłanów z różnych miejscowości. Poza tym
przyjeżdżali kapłani z całej Polski w odwiedziny. W tym czasie były ekstazy i
jeżeli któryś z kapłanów nie miał dopełnionych swoich obowiązków, to był
upominany o swoim przewinieniu oraz dacie niedopełnionych swoich obowiązków.
Wielu kapłanów po usłyszeniu swego przewinienia unosiło się pychą i wielce
zagniewani oczerniali Katarzynę. Natomiast kapłani, którzy spełniali należycie
swoje obowiązki mieli powiedziane, aby czynili zawsze jak dotychczas i aby
trwali zawsze w dobrym. Bardzo dużo
księży przyjeżdżało do Katarzynki z posługą kapłańską, odprawiając u niej Msze
św. Bardzo częstymi gośćmi byli między innymi ks. Zb. Jankowski z Dankowic koło
Strzelina, Ojciec Marian Więckowski, Ojciec Tymoteusz, ks. Edward Wesołek, ks. Ryszard Kubasiak, ks. Nagadowski,
ks. Jan Czekaj i inni. Przyjeżdżało dużo sióstr zakonnych z
przeróżnych zakonów z całej Polski. Przez Katarzynkę zostało dużo zachęconych
do powołań kapłańskich i zakonnych. Dużo dziewcząt poszło do klasztorów.
Dzięki Katarzynie tysiące ludzi zostało uzdrowionych na duszy. Niektórzy z
nich byli całkowicie niewierzący (nie ochrzczeni), ale po zobaczeniu żywych
Ran Pana Jezusa, które nosiła Katarzyna, nastąpił u nich wielki wstrząs
wewnętrzny i zostali nawróceni, pomimo tego, że przychodzili często z
ciekawości. Między innymi nawracali się świadkowie Jehowy. Do Katarzyny
przyjeżdżali pielgrzymi z zagranicy z różnych państw. W czasie ekstazy do
pielgrzymów z zagranicy było mówione w ich ojczystym języku. W czasie pobytu
Papieża Jana Pawła II w Katowicach zawiozłem Katarzynę Szymon do Katedry, gdzie
było zorganizowane spotkanie chorych z Ojcem Świętym. W czasie tego spotkania,
pomimo tego, że Katarzyna była daleko w tyle i siedziała na krzesełku turystycznym
przywiezionym ze sobą, Ojciec Święty przybył sam do niej i ofiarował jej
różaniec i obrazki oraz przytulił ją do siebie. Byłem świadkiem jej bardzo
wielkich cierpień i jednocześnie wielu cudownych uzdrowień dokonywanych przez
Pana Jezusa. Na przykład 6 marca 1982 roku, będąc wspólnie z ks. Jankowskim i
lekarzem Szymczykiem. Wielokrotnie byłem budzony przez Katarzynę w tych dniach,
kiedy mieliśmy gdzieś wyjeżdżać wcześnie rano. Przychodziła mnie budzić, a ja czułem jej
wyraźny dotyk. Po przyjeździe do niej do Kostuchny mówiła mi wtedy, że musiała
mnie obudzić, żebym się nie spóźnił. Była duchowo. Katarzyna bardzo często
przemieszczała się duchowo do różnych miejscowości i osób w Polsce i na
świecie. Po zamachu na Ojca Świętego informowała nas o jego stanie zdrowia i o
innych szczegółach. Odwiedzała różne osoby, którym dawała znak swej obecności
przez przyjemny zapach. W czasie Mszy św. miała widzenia Pana Jezusa i Matki
Bożej - w Turzy i innych kościołach. Przed śmiercią,
Katarzyna prosiła mnie o ostatnią pielgrzymkę do Lichenia, Brdowa i dodała, że
już więcej kłopotów nam nie będzie robić. Byliśmy w Licheniu i Brdowie w dniach
9-10 sierpnia 1986 roku. To była rzeczywiście ostatnia pielgrzymka przed
błogosławioną śmiercią. | |||||||||||||||||||||||||