CIERPIENIE I MODLITWA KATZRZYNY SZYMON

BOHDAN RODZIEWICZ

Stygmatycy stanowili i stanowią od stuleci po dzień dzisiejszy, zagad­kę dla teologów, lekarzy i psychologów. Tylko dwukrotnie w swoich dwutysięcznych dziejach Kościół wypowiedział się autorytatywnie o nad­przyrodzonym pochodzeniu stygmatyków, Dotyczyło to Św. Franciszka z Asyżu i Św. Katarzyny ze Sieny. W stosunku do pozostałych tak głośnych stygmatyków jak: włoski kapucyn o. Pio (1887-1968), bawarska stygmatyczka Teresa Neumann (1898-1962), Katarzyna Emmerich1774-1824) czy też Francuzka Marta Robin (1902-1981).  Kościół jak dotychczas nie wypowiedział się autorytatywnie Jedną z  przyczyn opóźniających oficjalne ustosunkowanie się do tych zjawisk są duże rozbieżności wśród specjalistów. Przykładem tego jest choćby polemika między ks. prof. Pawłem Siwkiem, S.J. a arcybiskupem Józefem Teodorowiczem odnoś­nie „stygmatów" i ekstatycznych  wizji Teresy Neuman; Wiadomo również, że niedawno zmarłą stygmatyczką Martą Robin interesował się znany teolog Jan Guitton i nie mniej znany purpurat ks. 'kard. Jan Danielou. Wiadomo również o zainteresowaniu postacią o. Pio wykazywanym przez ks. Karola Wojtyłę, który odwiedzał go kilkakrotnie. Gene­ralizując: można powiedzieć, iż Kościół nigdy nie nakładał obowiązku wiary w tego typu zjawiska jak istnienie i przeżycia stygmatyków, pozos­tawiając je do indywidualnego osądu i uznania...           

Katarzyna Szymon ma lat 76, Jest średniego wzrostu. Siwe, gładko zaczesane włosy, zebrane są z tyłu gło­wy w węzeł. Wysokie czoło, nieruchomy - chciałoby się powiedzieć ..niewidzący" wzrok, tylko przez chwilę spo­czywa na rozmówcy, później ucieka poza niego w przestrzeń. Odwiedzam ją w środę 29 marca o 11.30. Rozmowa trwa 3,5 godziny. Pani Szymon jest zmę­czona, mówi z trudem, powoli, Miała ciężki dzień. Od 5.30 do 8.30, gdy po­dobnie jak w każdą środę i w każdy piątek tygodnia odkryło się i zaczęło krwawić jej 5 ran: na rękach, boku i nogach; towarzyszył jej lekarz i pielę­gniarka, przeprowadzający cykliczne badania i obserwacje. Krwawieniu owych ran (nie gojących się i nie ulega­jących zakażeniu) towarzyszą cierpie­nia i „mistyczne" przeżycia, których treść znana jest tylko jej samej i o któ­rych mówi niewiele i niechętnie.

Odpocząwszy nieco pozwala mi obej­rzeć swoje rany.  Oglądam je długo i uważnie. Początkowo pełen sceptycyzmu, później - przepełniającego mnie zadziwienia wobec tego niezwykłego zjawiska. Przyglądając się na przykład ranom na nodze stwierdziłem z całą pewnością ślady świeżo skrzepniętej krwi i to zarówno na wierzchu jak i pod stopą; podobnie zresztą jaki z obu stron rąk. Wokół warstwy świeżo zakrzepnię­tej krwi nie dostrzegłem najmniejszych śladów zadrapań, pocierania czy mechanicznych uszkodzeń; Warstwa  zakrzepniętej krwi jest kilkumilimetrowej grubości, Nie tworzy ona jakiejś zaschniętej powierzchni, ale przypomina raczej żywą ranę, z której stale wydobywa się pewna ilość krwi. Zdaję sobie sprawę, że moje obserwacje nie mają nic z medycznej  precyzji opisu, ale z drugiej strony - są świadectwem nao­cznego świadka.

Katarzyna Szymon mieszka dziś w jednym z podkatowickich osiedli, które do niedawna jeszcze było zwykłą górniczą osadą, głośną dzięki kopalni, która przez wiele lat nosiła znamienną nazwę „Bożych Darów”. Dziś i kopalnia, nosi inną nazwę i sama wieś obrosła W wielkomiejski "krajobraz. Tylko lu­dzie są ci sami: pracowici, pobożni, za­pobiegliwi, I właśnie u jednej z takich rodzin mieszka Katarzyna Szymon. Pochodzę z okolic Pszczyny – mówi – ze wsi Studziennice. Matka umarła, gdy miałam rok. Było nas 6 rodzeństwa. Oj­ciec, nałogowy alkoholik, ożenił się po­wtórnie i z macochą miał 2 kolejnych dzieci. Dzieciństwo miałam ciężkie, niewyobrażalnie trudne...  Spałam , w stajni, na cegłach Od najmłodszych i lat pracowałam jako najemnica u obcych mi ludzi. Miałam zawsze skłon­ności do samotności, ciszy, modlitwy. Ileż to ja godzin przemodlilam się pod swoim wiejskim krzyżem, błagając Matkę Boską i Pana Jezusa o to, by odmienił ojca. I udało mi się to, prośby- moje zostały wysłuchane, i ojciec przestał pić.

Nawrócił się, a pod koniec życia wstąpił nawet do III Zakonu św. Franciszka. Żyłam i pracowałam jak normalna kobieta, ale gdzieś na 13 lat przed wybuchem II wojny światowej zaczęłam cierpieć z powodu coraz, mocniejszych i mocniejszych bólów w 5 miejscach ciała: na rękach, nogach, w boku, Ale nie gojące się rany otworzyły mi się dopiero w 1945 roku. Przez wiele lat ten fakt udawało mi się ukryć. Aby ludzie nic nie zauważyli nosi­łam długie spódnice i ręka­wiczki.

Pani  Marta Figura, 72-letnia mieszkanka wsi Kosztowy koło Mysłowic, którą poznaję u Katarzyny Szymon dodaje: znam Katarzynę od ponad 10 lat. Wie­le jej, a właściwie jej modli­twom zawdzięczam. Jestem głęboko o tym przekonana. My natomiast - mówią pań­stwo Kleszczykowie  spod Oławy— kilkakrotnie byliśmy świadkami ekstaz Katarzyny. Wy­glądała wtedy jak nieobecna, jak martwa nawet. Innym razem byliśmy świadkami jej cierpień fizycznych. Rozmawiając z nami później podkreślała zawsze konieczność pokuty, modlitwy, odmawiania tajemnic Różańca Świętego.

Pani Marta Godziek, która od trzech lat opiekuje się na co dzień Katarzyną Szymon, w uzupełnieniu dodaje: od pewnego czasu Katarzynie poza pięcio­ma krwawiącymi okresowo miejscami, doszło jeszcze krwawienie ze skroni i oczu, Czasami bywają one bardzo sil­ne. Jedną z takich chwil utrwalił nawet na zdjęciu ks. Zbigniew Jankowski spod Wrocławia, który od lat regularnie odwiedza Katarzynę i bardzo się interesuje fenomenem jej przeżyć i stygmatów.

Od pewnego czasu opiekunem du­chowym Katarzyny Szymon jest młody miejscowy kapłan ks. Michał Kałuża. Komunikuję Katarzynę dwukrotnie w ciągu tygodnia - mówi - W niedzielę zaś widzę ją w naszym kościele podczas Mszy Świętej.

Z innych rozmów, odbytych już w Katowicach, dowiaduję się nad­to, że obecnie prowadzone badania i obserwacje lekarskie nie są pierwszymi. Były one prowadzone i w latach ubie­głych, ale na mniejszą skalę. Pozostaje jednak faktem, że Katarzyna Szymon znajduje się pod stałą, baczną obserwa­cją medyczną i choć nie należy spodzie­wać się opublikowania w tej sprawie jakiegoś oficjalnego komunikatu, to jednak istnienie tych badań daje wiele do myślenia.

Sama Katarzyna Szymon na zakoń­czenie mojej długiej wizyty w jej prze­pełnionym kwiatami pokoju mówi, iż jej misją jest cierpienie, modlenie się i pomaganie innym w dochodzeniu do Chrystusa. Żyję z 4.500 zł renty - dodaje - nie przyjmuję żadnych ofiar. Nie umiem - niestety - ani pisać, ani czytać. Nie oglądam telewizji, nie słucham ra­dia, Rozmawiam z ludźmi, modlę się z nimi. Kiedy niedawno jeden z zakon­ników ze Stoczka Warmińskiego po­wiedział mi, że nawróciłam więcej ludzi w ciągu roku niż on przez całe życie, odpowiedziałam mu: że tego to nie ja dokonałam... W duchu zaś pomyślałam sobie: teraz na starość, gdy mimo mych wysiłków, nie udało mi się zachować w tajemnicy mych cierpień, te odwiedzają mnie tłumy ludzi, ale były lata, gdy nie miałam gdzie nawet głowy złożyć...

Nad tapczanem, gdzie odpoczywa Katarzyna Szymon, wisi misternej roboty tkacki portret o. Pio - dar jednego z mieszkańców Żywca, który w ten sposób wyraził podziękowanie za uzdrowienia. Takich ludzi, którzy przyjeżdżają tu po pomoc, po modlitwę są dziesiątki i setki każdego dnia. Wszystkim chcę pomóc - mówi Katarzyna Szymon - choć wszyscy oni bardzo mnie męczą, a jeszcze wieczorem, o siedemnastej czeka mnie kolejna wizyta karzy...

Ci, którzy znają bliżej od lat na co dzień Katarzynę Szymon twierdzą w swych ,,ekstatycznych" przeżyć, potrafi łączyć się duchowo z wieloma osobami. Sama mówi o tym niechętnie z ociąganiem. Czasami widzę rzeczy i fakty niewyobrażalne - powiedziała któregoś dnia. Wiedziałam np. kiedy umrze Papież Paweł VI... Wiedziałam też, że spotkam się z jednym z jego następców. Do spotkania Papieża Jana Pawła II z Katarzyną Szymon doszło 20 czerwca ub. roku w katowickiej katedrze Chrystusa Króla podczas audiencji dla inwalidów pracy, głuchoniemych, chorych i cierpiących. Po wygłoszonej z tej okazji krótkiej modlitwie Jan Paweł II powiedział: „Przyjmijcie również moją prośbę o modlitwę, bo zawsze z największym zaufaniem i z największą nadzieją zwracam się o modlitwę do ludzi cierpiących.  Bo przez nich Bóg zwycięża".

Myślę, że w tym wezwaniu do modlitwy Jan Paweł II znalazł w Katarzynie Szymon wierną wśród cierpiących wykonawczynię.