SSSPOTKANIA  BLISKIE I  NIEZWYKŁE

Piotr Gerczuk

Tygodnik Katolików MYŚL SPOŁECZNA  Nr 8 z dn. 19.02.89r

 

Osoba Katarzyny Szymon nadal budzi zainteresowanie Czytelników „Myśli Społecznej", którzy dają temu wyraz w licznych listach do redakcji. Biskup diecezji katowickiej w sprawie autentyczności jej stygmatów i wizji nie wypowiedział się oficjalnie. Wśród duchowieństwa opinie są podzielone. Kim była mistyczka w oczach ludzi, którzy ją znali?

 

Jeszcze niedawno ludzie stali przed tymi drzwiami i modlili się. Drzwi otwierała im pani Marta Godziek stojąc przed drzwiami domu, w którym spędziła ostatnie lata życia Katarzyna Szymon miałem dziwne wrażenie, jakbym za chwilę miał przekroczyć próg czegoś nieznanego i tajemniczego. Wewnątrz zebrali się wierni kultywujący pamięć mistyczki. Wilhelm Błatoń, dziś rencista znał ją prawie dwadzieścia lat.

- O istnieniu Katarzynki dowiedziałem się od siostry - wspominał - chciałem koniecznie zobaczyć stygmatyczkę. Byłem ciekawy, kim ona jest. Wtedy mieszkała w Mysłowicach, tam też się wybrałem. Pamiętam, że przez nią przemawiali święci. Potem długo w nocy nie mogłem zasnąć. Nie wiem, jak wytrzymałem następnego dnia w kopalni.

- Pod koniec lat siedemdziesiątych kończyłem budowę domu. Katarzyna powiedziała mi wtedy, że nie ma gdzie mieszkać. Zaprosiłem ją do siebie. Coraz więcej osób odwiedzało mój dom. Zaraz też otrzymałem pismo z gminy, żeby Katarzyna Szymon się wyprowadziła, ponieważ nie miała meldunku. Jeździłem do Katowic, żeby wyjaśnić tę sprawę, lecz nikt nie chciał mi pomóc.

- Gdzieś tak na początku lat osiemdziesiątych przeprowadziła się do p. Martusi. Często jednak odwiedzała mnie, póki mogła. Zdrowie jej pogarszało się. Nosiliśmy ją na krześle do kościoła. Długo leżała w łóżku. Wreszcie wyzdrowiała. Przychodziło do nas wielu ludzi. Widziałem, jak pojawiała się na jej ustach Komunia św. Wszyscy obecni to widzieli. Jestem głęboko przekonany, że w ekstazie przez jej usta przemawiali święci.         

 

Pokój ,w którym stygmatyczka zmarła jest niewielki. Wszędzie figurki świętych, obrazki, portrety. Zofia W. często modliła się przy jej łóżku. Poznałam ją dwadzieścia lat temu - odpowiadała Zofia W. Pojechałam na odpust do Turzy. Przed kościołem siedzi jakaś kobieta. Zwróciła moją uwagę jej natchniona twarz, usta wypowiadające słowa modlitwy; nie wiedziałam, kim jest. Miałam wrażenie, jakbym spotkała kogoś bliskiego i niezwykłego.

Po pewnym czasie znajoma zaproponowała mi odwiedzenie stygmatyczki. Początkowo myślałam, że to wróżka.

Pojechałam do Pszczyny; tam wtedy Katarzyna mieszkała. Powitała nas słowami; „Ja jestem niczym, jestem analfabetką. Idźcie do kościoła, tam jest Jezus Chrystus, a nie tutaj". Takimi słowami, jak się później okazało, witała przybywających ludzi. Odmawialiśmy różaniec.

- Jeździłam często do Pszczyny. Pamiętam, że podczas postu Katarzyna nic nie jadła i nie piła, przyjmowała tylko

Komunię Św. W roku 1974 byłam u niej w Wielki Piątek. Nagle stygmatyczka upadła na oba kolana, podniosła głowę i na jej ustach pojawiła się Komunia Św. Po chwili przez jej usta przemawiał Pan Jezus; „Świadczcie o tym, coście widzieli".

-Teraz, kiedy już nie ma jej wśród nas, modlę się dużo. Jakiekolwiek spotyka mnie cierpienie, przyjmuję je bez skargi. Katarzyna Szymon utwierdziła mnie w wierze. Nikt mi tego z serca nie wydrze.

 

Irena Gibas, gospodyni wiejska mogła gościć mistyczkę u siebie w domu.

- Była u nas dwa razy - mówiła pani Irena. Przyjeżdżała na wypoczynek. Pierwszy raz - 5 lipca 1974 roku. Było deszczowe lato i obawialiśmy się o zbiory. Przyjechała niespodziewanie. Pierwszej nocy chciałam czuwać przy niej, aby uczcić takiego gościa, ale sen zamykał mi oczy. To były dla mnie i mojej rodziny niezwykłe dni, tym bardziej że w okolicy ludzie odchodzą od Boga. Ona dodała nam sił.

 

Inaczej widział postać Katarzyny Szymon radca prawny Karol K.

- To co mnie uderzało w postaci stygmatyczki - zaświadczał - to charyzmat modlitwy i jej wielkie cierpienie za innych składane Bogu w ofierze. Była „głosem wołającym na puszczy", poruszała sumienia, Potrafiła wstrząsnąć najbardziej zatwardziałymi, niezależnie od tego, czy byli to ludzie wykształceni, czy też prości.

- To co, ja zyskałem od tej kobiety, to duchowa potrzeba modlitwy. Była i pozostanie dla mnie wzorem.

 

Centralne miejsce wśród świętych figurek, stojących na kredensie, zajmowała statuetka Matki Boskiej, Królowej Wszechświata. Dorota Lazar najlepiej znała jej historię. Swoje opowiadanie zaczęła jednak od wspomnienia z dzieciństwa.

- Będąc dzieckiem - mówiła - uczestniczyłam często w Krucjacie Eucharystycznej. Potem chciałam wstąpić do klasztoru, ale słabe zdrowie uniemożliwiło mi to. Wyszłam za mąż tuż przed wojną. Mąż w 1939 roku został wywieziony na Sybir. Wrócił dopiero po wojnie, Mieliśmy pięcioro dzieci.

- W 1973 roku jechałam z mężem do córki. Rozmawialiśmy o śmierci. Następnego dnia poszliśmy do kościoła. Po Mszy Św., gdy wracaliśmy do domu, nagłe obok męża pojawiła się jakaś „biała postać". Przeraziłam się; jemu towarzyszyła tylko moja kuzynka. Kilka godzin później mąż zginął, potrącony na przejściu dla pieszych przez samochód. Pytałam: „Dlaczego, Matko Boska?" l usłyszałam odpowiedź: „Będziesz potrzebna gdzie indziej".

- Żmudne dochodzenie, proces, ciągnęły się zbyt długo. Przegrana sprawa. Wreszcie ten dziwny sen, w którym mąż powiedział: „Pojedziesz tam, gdzie ciebie oczekuje Matka Boska. Najpierw będziesz jechała pociągiem, potem pójdziesz polną drogą i trafisz do małego biednego domku – to będzie cel twej podróży".

- Wkrótce wybrałam się do Frydka. W domku stała duża figura Matki Boskiej, Królowej Wszechświata. Tam też przybyła Katarzyna Szymon, bardzo ciężko chora Przez jej usta przemówiła Matka Boska: „Będziesz budować świątynie, będziesz cierpieć - ja ciebie osłonię swym płaszczem".

- No dobrze - (myślałam), ale do kogo mam się zwrócić z taką sprawą, ja słaba stara kobieta. Najpierw wybrałam się do Kurii w Katowicach. Obiecano pomoc.. Potem pisałam do Jana Pawła II. Odpisał mi, dziękując za inicjatywę.

- Mimo wszelkich przeszkód, szykanowania, braku pieniędzy kościół postawiono w ciągu dwóch lat. Gdy przenoszono figurę Matki Boskiej, nagle ciężar podwoił się, Mężczyźni opuścili posąg na ziemię. Tam też stoi po dziś dzień. A kościół jest pod wezwaniem Matki Boskiej, Królowej Wszechświata. Frydek połączył Kraków ze Śląskiem.

 

Paweł Czech miał swój wielki udział w budowaniu kościoła:         ,

- Dowiedziałem się, że we Frydku ma być budowany kościół - opowiada pan Paweł. - Potrzebne były cegły. A ja miałem znajomości w cegielni i załatwiłem 80 tysięcy cegieł.

- Ten, który nigdy nie widział Katarzynki - mówił po chwili emeryt - nie może nic o niej w ogóle sądzić. Ona nie umiała ani pisać, ani czytać- a w ekstazie przemawiała różnymi językami.            

 

Jednym z najmłodszych ludzi, jakich poznałam w domu pani Marty G. byt Ryszard K, elektryk. Znał on Katarzynę Szymon tylko sześć lat. Ale i to wystarczyło, by wywrzeć silne piętno na życiu tego człowieka.

- Przez nią stałem się inny - stwierdził - przestałem pić, przestałem palić. Już dziesięć lat to trwa. Choć byłem katolikiem, to rzadko się modliłem. Teraz modlę się razem z rodziną, żona i dwoje naszych dzieci.

 

Marynusz Pojawa jest w wieku Ryszarda K.

- Znałem ją tylko trzy lata -wspominał. Zawsze przyjmowała mnie bardzo ciepło. Kiedy wybierałem się z pielgrzymką górników na Jasną Górę nie wiedziałem, że widzę Katarzynę Szymon po raz ostatni. Przyjeżdżam czasem na jej grób. Modlę się i zawsze otrzymuję coś przez te modlitwy.

Moje spotkanie z ludźmi, którzy dobrze zapamiętali Katarzynę Szymon rozpoczęło się modlitwą. Kierowaliśmy ją do Matki Boskiej Królowej Wszechświata. Potem były długie rozmowy. Nie sposób przekazać wszystkich relacji. Być może kiedyś zostaną zebrane i dokładnie opracowane, jako świadectwo życia i cierpienia Katarzyny Szymon.