ZBLIŻAŁA LUDZI DO BOGA – KS. HENRYK SUCHOS

ZBLIŻAŁA LUDZI DO BOGA - KS. HENRYK SUCHOS

Artykuł z Tygodnika Zrzeszenia Katolików Caritas "Myśl Społeczna"

Nr 8 z dn. 08.05.1988

Uwzględniając prośby Czytelników, wyrażone w licznych listach, publikujemy wypowiedzi osób, które znały Stygmatyczkę śp. Katarzynę Szymon. Wypowiedzi te dają świadectwo prawdzie o tej prostej i zarazem niezwykłej członkini III zakonu Św. Franciszka z Asyżu. Mamy nadzieję, że jej sprawa nie pójdzie w zapomnienie.

 

„Katarzynę Szymon znałem od kilkunastu lat. Poznałem ją za pośrednictwem pobożnych osób, z którymi się spotkałem. Jej widoczne stygmaty, jak magnes przyciągały ludzi z różnych regionów Polski. Rzeczywiście było w niej coś niezwykłego, odbiegającego od zwyczajnego trybu życia. Przybywający do niej ludzie przeważnie mieli przy sobie różaniec, czekali na słowa pociechy, czy pouczenia, często modlili się razem z nią.

Dla Katarzyny byli pociechą i utrudzeniem. Nieraz w mieszkaniu nie mogli się pomieścić. Ona była głównym obiektem zainteresowania. Jednak nie starała się koncentrować uwagi ludzkiej na sobie, lecz na Tym, którego znaki cierpień - stygmaty - nosiła na swym ciele: na ukochanym Panu Jezusie i Jego Matce, a także i Świętych. Pan Jezus, Jego Matka i Święci byli treścią jej licznych ekstaz, trwających nieraz po kilkadziesiąt minut.

Jej stygmaty kierowały umysły i serca ludzkie ku sprawom nadprzyrodzonym. Nie było w tym nic z herezji, bo Katarzyna Szymon żyła Bogiem; codziennie przyjmowała Pana Jezusa w Komunii św., dużo modliła się z pielgrzymami. Często przypominała im o obowiązku niedzielnej Mszy Św., o poprawnym życiu według przykazań, o konieczności nawrócenia się grzeszników: Krytykowała nieskromną modę, złe obyczaje, gorszące życie, łamanie i nadużywanie przepisów liturgicznych. Przybywającym przypominała, by najpierw szli do kościoła na spotkanie z żywym, prawdziwym, obecnym Panem Jezusem, a potem mogą przyjść do niej.

Zawsze odjeżdżałem od niej wzmocniony duchowo. Całe jej mieszkanie było domem modlitwy i apostołowania, a wystrój pomieszczenia przypominał kaplicę. Zawsze na jej obliczu widoczny był spokój, życzliwy uśmiech i uduchowienie, a niejednokrotnie cierpienie, że tyle zła jest na świecie, tle lekkomyślności, lekceważenia świętości czy słabej wiary, nieposzanowania praw Bożych i zarządzeń Kościoła że Ciało Pańskie rozdzielane jest przez wielu kapłanów wiernym w pozycji stojącej bez dostatecznie usprawiedliwionej racji. Było jej przykro, że te znaki, którymi , Pan Bóg ją obdarzył, nie wszyscy dostrzegają. Skarżyła się też na trudne warunki swego dzieciństwa. Cierpienie było udziałem jej życia.

Do Ojca Świętego, kapłanów odnosiła się z wielkim szacunkiem, wspartym intensywną modlitwą, ale i zatroskaniem wyrażonym przy różnych okazjach. Byłem niejednokrotnie świadkiem, jak nawoływała przyjeżdżających niemal z całej Polski tu ludzi do szacunku dla kapłanów i do modlitwy za nich: ze względu na ich wielkie posłannictwo i godność kapłańską.

Gdy w lipcu 1984 r wracała z odpustu z Leśniewa gościła w mojej parafii. Obserwowałem ją w czasie uroczystej Mszy Św.

Oszczerstwa tych, którzy jej bliżej nie znali - bardzo ją upokarzają. A już najbardziej niedorzecznym i krzywdzącym oszczerstwem było posądzenie ją o nakłuwanie ran szpileczkami. Nie byłaby zdolna do tego będąc pod ciągłą opieką osób, u których mieszkała. Ich świadectwa mają duże znaczenie. Sam widziałem niejednokrotnie jej stygmaty zawsze obustronnie dostrzegalne na, rękach, ale szczególnie raz w piątek (1985 r.) Sam dostrzegłem to, o czym mi inni niejednokrotnie mówili - odnowioną Koronę Cierniową (w formie ran) na jej skroniach oraz szerokie zakrwawione smugi z jej oczu. Byłem tym mocno wstrząśnięty.

Rozmawiałem z Katarzyną w mojej parafialnej kaplicy, Poprosiłem na to spotkanie miejscową lekarkę panią Alicję Zenderowską-Meszek, Stwierdziła na powierzchni grzbietowej obu dłoni obrzęk zapalny wielkości około 5cm x 5cm, w części centralnej, świeży strup, obrzeża zaś zaczerwienione wyraźnie przy dotyku bolesne. Na powierzchni dłoniowej obu rąk świeżą, sączącą żywoczerwoną krwią, ranę wielkości około 3-4 cm x 3 cm. Poza tym chód był utrudniony, wyraźnie przejawiał się obrzęk stóp.

Byłem, kilkakrotnie świadkiem jej stanów ekstazy. Treść ekstazy wyrażała w prostych słowach, w gwarze śląsko-pszczyńskiej. Odniosłem wrażenie, że przy takim ubogaceniu - widocznym nadzwyczajnymi darami Bożymi - zabrakło jej duchowego, systematycznego kierownictwa ze strony kapłanów. Jest to też jedna ze zmarnowanych przynajmniej częściowo łask. Obyśmy nie byli oskarżeni o to na Sądzie Bożym”.